"- Raz jeden mądry Marsjan przyleciał na Ziemię, coby nauczyć nas, ludzi, tego i owego - mówię.
- Marsjan? Jaki duży?
- No, z metr dziewięćdziesiąt.
- A jak się nazywa?
- Marsjan Luther King.(...) To był naprawdę miły Marsjan, ten pan King. Wyglądał jak i my, miał nos, buzię, włoski na głowie, ale czasem ludzie dziwnie się na niego patrzali i czasem, no czasem ludzie byli dla niego bardzo niedobrzy.
Przez te historyjki mogłabym wdepnąć w okropne kłopoty, zwłaszcza z panem Leefoltem. Ale Mae Mobley wie, że to nasze >>sekretne historyjki<<.
- Czemu, Aibee? Czemu byli niedobrzy? - pyta.
- Bo był zielony."
Dlaczego w ludziach zrodził się
rasizm? Skąd pomysł, że różnice w wyglądzie mogą być powodem nieufności,
odrzucenia i nienawiści? Skąd chęć pogłębiania różnic i dążenie do segregacji?
Akcja powieści Kathryn Stockett
toczy się w latach 60. w Missisipi, jednym z najbardziej rasistowskich stanów w
Ameryce Północnej. Biała dziewczyna, nazywana przez wszystkich Skeeter powraca
do rodzinnego domu po skończeniu uniwersytetu. Marzy o tym by zostać pisarką,
widzi jednak, że jej rówieśniczki i przyjaciółki sprowadziły swoje własne
ambicje do bycia mężatkami i paniami domu. Czy również matkami? Niekoniecznie.
Dzieci białych kobiet wychowywane są przez czarnoskóre służące, które również
sprzątają, gotują, piorą i robią zakupy. Ich "panie" zajmują się w
tym czasie spotkaniami Ligi Pań, planowaniem bali dobroczynnych, wystawianiu w
domach pamiątek po Konfederacji i odwiedzaniem salonów piękności - wszystkim
tym, na co nigdy nie pozwolono by żadnemu czarnemu człowiekowi. Dla nich w
mieście istnieją osobne sklepy z żywnością gorszego gatunku, wydzielone miejsca
w autobusach, biblioteka zawierająca zaledwie kilka książek - do biblioteki dla
białych nie wolno im przychodzić. Tak samo jak wejść do restauracji, kina czy
odwiedzić białego lekarza. Dla białych czarnoskórzy są tylko przykrą
koniecznością, siłą roboczą. Służące często zdane są na łaskę swoich
pracodawców, którzy traktują je jak swoją własność.
Wraz z powrotem do domu Skeeter dowiaduje
się, że służąca w jej rodzinie, ukochana przez nią Constantine, kobieta która
ją wychowała i odwzajemniała jej miłość została zwolniona. Nikt jednak nie chce
wyjawić dziewczynie dlaczego to się stało. Pewnego dnia Skeeter wybiera się na
spotkanie ze swoimi przyjaciółkami z dzieciństwa – Elizabeth i Hilly. Obie
kobiety mają już mężów, dzieci, domy i własną służbę. Jedna z nich przedstawia
swój najnowszy pomysł - wybudowanie przy każdym domu osobnej toalety dla pomocy
domowych. Hilly odczuwa dumę z powodu swojej inicjatywy, jest przekonana że w
ten sposób ochroni białych ludzi od chorób przenoszonych przez, jej zdaniem,
brudnych i niebezpiecznych murzynów. Tego samego dnia niepodzielająca poglądów
i uprzedzeń przyjaciółek Skeeter rozmawia ze służącą w domu Elizabeth, Aibileen
i zadaje jej z pozoru nie znaczące nic pytanie: "Chciałabyś czasem... coś
zmienić?" I może właśnie dzięki tej rozmowie i temu pytaniu dziewczyna
postanawia spisać wywiady ze służącymi i opublikować prawdę o ich życiu na
amerykańskim Południu.
Narracja w powieści prowadzona
jest przez trzy bohaterki. Pierwszą jest opisana już Skeeter, drugą -
wspomniana wyżej pomoc domowa. Aibileen kilka lat wcześniej straciła syna,
jedynego członka swojej rodziny. Przez całe swoje życie pracuje jako służąca
dla białych ludzi. Wychowuje ich dzieci, ale rezygnuje za każdym razem gdy są
już na tyle duże, że dostrzegają różnice kolorów skóry i zaczynają powielać
schemat myślenia swoich rodziców i dziadków. Trzecia narratorka powieści to
przyjaciółka Aibileen - Minny. Jest kobietą silną, energiczną, matką kilkorga
dzieci i żoną pijaka, który wciąż ją bije. Trudno utrzymać jej się w pracy z
powodu swojego nerwowego usposobienia, przez które nie umie powstrzymać zjadliwych
komentarzy w stosunku do pracodawców. Odwaga kobiet i burzliwe wydarzenia
związane z prześladowaniem czarnoskórych i ich coraz głośniejszym protestom
motywuje inne służące do zwierzenia się Skeeter. Służące boją się, wiedzą, że
jeśli ich tożsamość wyjdzie na jaw poniosą konsekwencje ze strony pracodawców,
a może nawet czeka je więzienie. Wierzą jednak, że dzięki opublikowaniu książki
coś w traktowaniu czarnoskórych może się zmienić.
Kreacje trzech głównych bohaterek
zostały stworzone naprawdę wspaniale, im bardziej zagłębiamy się w lekturę tym
więcej dowiadujemy się o ich charakterze, przekonaniach i sposobie myślenia.
Prawie tak jakbyśmy poznawali prawdziwych ludzi i powoli się z nimi
zaprzyjaźniali. Pozostałe postaci również opisane zostały w realistyczny,
przekonujący sposób. Mogłam odczuwać do nich prawdziwą sympatię, współczucie lub
niechęć (Hilly!) tak samo jak do ludzi, których spotykam w swoim życiu.
„Każdy wie, jak czujemy się my, biali, znamy osławioną postać Mammy, która poświęciła całe życie białej rodzinie. Tym zajęła się Margaret Mitchell. Nikt jednak nigdy nie spytał Mammy, jak ona się z tym czuła.”
W
książce wspaniale odtworzona została atmosfera lat 60. To czasy, których
Ameryka, uważana przez tak wielu za kraj wolności, powinna bardzo się wstydzić.
Autorka ukazuje hipokryzję i zepsucie panujące w stanie Missisipi; przedstawia
stereotypy, którymi żywią się mieszkańcy. Pokazuje co dzieje się z ludźmi,
którzy łamią ustalone konwenanse. W tym miejscu muszę napisać o Celii,
bohaterce, którą naprawdę pokochałam. Kobieta urodziła się w biednej okolicy i
wychowała w ubogiej rodzinie, jeszcze niewiele lat wcześniej nazwano by ją
"białą hołotą" – określenie dobrze znane czytelnikom „Przeminęło z
Wiatrem”. W Missisipi Celia znalazła się dzięki małżeństwu z pochodzącym
stamtąd Johnnym, dawnym narzeczonym Hilly. Kobieta nie potrafi się gustownie
ubierać, nosi mocny makijaż i głębokie dekolty. Żadna z mieszkanek miasta nie
chce się z nią zaprzyjaźnić, pomimo jej usilnych starań. Celia nie rozumie
tego, zdaje się nie widzieć różnic pomiędzy sobą a innymi, bogatszymi,
urodzonymi w rodzinach z tradycjami kobietami. Co więcej, nie widzi też różnic
pomiędzy sobą a zatrudnianą przez nią pomocą. Uważa Minny za swoją
przyjaciółkę, jest jej wdzięczna za pomoc i pewnego dnia nawet ratuje jej życie. Również jej mąż darzy Minny ogromną sympatią.
Ta dziwna i odrzucona przez społeczeństwo para jest prawdopodobnie jedynym w
mieście małżeństwem darzącym się prawdziwą miłością. Podczas lektury książki
byli dla mnie dużą radością i pocieszeniem po wszystkich okrutnych czynach
innych białych bohaterów. Jestem prawdziwie wzruszona ich kreacjami.
Relacja Celii i Minny nie jest
jedyną przedstawioną w książce zażyłą więzią pomiędzy tak bardzo podzielonymi
wtedy rasami. Równie piękna jest przyjaźń Skeeter i Aibileen, która zawiązała
się w związku ze wspólnym tworzeniem książki, a także relacja Aibileen i
wychowywanej przez nią malutkiej Mae Mobley. To właśnie ich dialog przytoczyłam
na początku mojego tekstu. Dziewczynka nie doświadcza miłości ze strony swojej
matki Elizabeth, jedynym prawdziwym uczuciem jest to, które daje jej opiekunka.
Aibileen kocha swoją wychowankę, pokazuje jej, że wbrew temu co mówi jej mama,
jest dobrą i piękną dziewczynką. Wpaja Mae ważne w życiu wartości i opowiada
jej sekretne historie uczące, że kolor skóry nie jest powodem do nienawiści.
Wciąż modli się o to, by dziewczynka nie wyrosła na kobietę podobną do
Elizabeth i jej przyjaciółek.
Wiele piszę o relacjach międzyludzkich,
bo właśnie o tym głównie jest ta książka. O sile, mądrości i odwadze kobiet. O
przyjaźni, miłości, przywiązaniu pomimo różnic rasy, wieku i płci.
"Jesteśmy tylko dwiema istotami ludzkimi, nie tak znowu wiele nas dzieli. Znacznie mniej, niż sądziłam"
Powieść
zrobiła na mnie ogromne wrażenie Kiedy postanowiłam ją przeczytać sądziłam, ze
będzie po prostu przyjemną lekturą na popołudnie, stała się jednak czymś
więcej. Porusza trudny i wciąż aktualny
dziś problem rasizmu. Wzbudziła we mnie wiele emocji, zarówno śmiechu i
wzruszeń. Myślę, że będę często wracać myślami do wykreowanych w
"Służących" bohaterek. Książka trafia na moją półkę powieści, po
które wielokrotnie będę sięgać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz