Argentyna przez pierwszych
odkrywców uważana za kraj srebra przez stulecia była celem emigracji marzących
o dostatku europejskich przybyszów. Skolonizowane przez Hiszpanów na początku
XVI wieku państwo dopiero w 1816 roku uzyskało niepodległość. Nie zatrzymało to
fali przybyszów zza oceanu, wciąż zmierzających do Argentyny w poszukiwaniu
lepszego życia. Historię takich właśnie ludzi przedstawia w swojej książce „W
krainie kolibrów” Sofia Caspari. Ukrywająca się pod pseudonimem autorka, to Kirsten
Schützhofer, niemiecka pisarka, twórczyni powieści historycznych i
podróżniczka. W książce dzieli się z czytelnikami swoją fascynacją Argentyną i
malowniczo opisuje ten południowoamerykański kraj oraz jego historię.
Powieść składa się z historii
dwóch głównych bohaterek, które poznają się na statku do Argentyny. Anna, to
uboga służąca, wyruszająca do rodziny i męża, którzy opuścili ojczyznę kilka
miesięcy wcześniej z nadzieją znalezienia w obcym kraju kawałka ziemi do uprawy.
Na statku kobieta poznaje Juliusa, kupca wybierającego się do Ameryki w
interesach i Viktorię podróżującą do pochodzącego z Argentyny świeżo
poślubionego męża. Pomimo pochodzenia z różnych klas społecznych Anna, Julius i
Viktoria zaprzyjaźniają się. Wspólnie spędzony czas rodzi pomiędzy Anną i Juliusem
uczucie. Jest to jednak miłość, która nie może zostać spełniona, nie tylko ze
względu na różnice majątkowe, ale głównie przez status cywilny kobiety. Przybycie
do Argentyny rozdziela przyjaciół. Nie wiedzą jeszcze, że kilka lat później ich
losy splotą się ponownie.
Kraina srebra, z którą obie kobiety żywią tyle nadziei przynosi im rozczarowanie. Rodzina Anny żyje w ubóstwie, ojciec będący głową rodziny popada w alkoholizm, bracia zostają wyrzuceni z domu gdy hańbią nazwisko działalnością przestępczą, a mąż Anny Kaleb, jedyne źródło utrzymania choruje na suchoty. Przestraszyłam się, że autorka postanowi od razu uśmiercić bohatera, w ten sposób pozbywając się niewygodnej postaci i umożliwiając bohaterce szczęśliwą przyszłość z nową miłością. Tak się jednak nie stało. Kaleb rzeczywiście umiera, dzieje się to jednak po wielu miesiącach, w czasie których Anna jest dla niego wspaniałą żoną, dba o męża, stara się mu ulżyć w cierpieniach i zapewnić wygodę. Zostaje również matką jego dziecka, małej Marleny, której narodzin ojcu nie udaje się doczekać.
Przyszłość Viktorii również jest
daleka od jej marzeń. Mąż, Humberto okazuje się zupełnie pozbawionym względem
niej uczuć hulaką. Kobieta czuje się samotna, w domu nie ma nie tylko żadnej
bratniej duszy, ale musi też toczyć nieustanną walkę z władczą teściową.
Pewnego dnia poznaje Pedra, pracownika majątku posiadającego indiańsko-argentyńskiego
pochodzenie, z którym zaczyna łączyć ją miłość. Ich romans staje się przyczyną
rodzinnej tragedii. Viktoria, w przeciwieństwie do Anny nie jest bohaterką, z
którą można sympatyzować. Nie polubiłam jej i nie potrafiłam współczuć w
spotykających ją nieszczęściach.
„- Pierwszy Europejczyk, Hiszpan Juan Díaz de Solís, dotarł do rzeki La Plata na początku XVI wieku. Jedenaście lat później w głąb lądu wdarł się będący w służbie hiszpańskiej korony wenecki odkrywca Sebastiano Caboto, skurzony baśniowymi opowieściami o królestwie obfitującym w złoża srebra, ale nie znalazł tu owego cennego kruszcu. Krótko potem zadanie pozyskania dla korony tego legendarnego kraju nad srebrną rzeką otrzymał Pedro de Mendoza. W drogę wyruszyła największa flota jaka została dotąd wysłana do Ameryki, licząca szesnaście okrętów i tysiąc sześciuset marynarzy. Mendoza założył osadę, z której później wyrosło Buenos Aires, i na cześć Matki Boskiej oraz w związku z wiejącą u ujścia La Platy świeżą bryzą nazwał ją Real Puerto de Nuestra Señora Santa María del Buen Ayre. Ale i temu przedsięwzięciu szczęście nie sprzyjało. Na półkuli południowej lato właśnie się kończyło, a sytuacja żywnościowa stała się krytyczna. Osadę nieustannie atakowali Indianie, szerzyły się głód i choroby.
Viktoria i Anna nabrały głośno powietrza.
- Mówi się, że ostatni z niedobitków zjadali swoich martwych kamratów – zakończył Julius ściszonym głosem.”
Książka Sofii Caspari wspaniale
przedstawia historię, krajobrazy i społeczeństwo Argentyny. Opisuje różnorodność
ras i narodowości zamieszkujących kraj w XIX wieku. Autorka pisze o sytuacji
Indian, wypędzanych z własnych ziem i pozbawianych praw przez białych
przybyszów. Są to zalety powieści, autorka wykazuje się sporą wiedzą na temat
kraju, nie mam wątpliwości, że rzeczywiście podróżowała po Argentynie i
zgłębiła temat jej dziejów. W pierwszej połowie książki ciekawostek i
informacji jest więcej niż w drugiej i po części dlatego czyta się ją lepiej.
Później, w powieści zaczęły przeszkadzać mi pewnie kwestie, które muszę skrytykować.
Przede wszystkim jest to trochę kanciasta, toporna narracja, nie mogę jednak
stwierdzić, na ile jest to wina autorki, a na ile spowodowały to błędy w
tłumaczeniu. Przeszkadzała mi również dosyć niezręcznie, zbyt szybko prowadzona
akcja. Autorka nie potrafi budować napięcia, ujawnia się to głównie we
fragmentach o charakterze sensacyjnym. Niektóre sytuacje toczą się tak szybko,
że można je przeoczyć, a wiele wydarzeń w ogóle nie jest opisanych, wspomniane
są jedynie jednym zdaniem. Ostatni już minus powieści to schematycznie tworzeni
bohaterowie. Głównie postaci negatywne są przerysowane, wpływa to na
zmniejszenie wiarygodności przedstawionej historii.
Może wydawać się, że krytykuję
książkę, ponieważ nie spodobała mi się i chcę zniechęcić do jej przeczytania.
Jest jednak inaczej. Powieść spodobała mi się i czytałam ją z dużą
przyjemnością, wszystkie opisane przeze mnie mankamenty to konstruktywna
krytyka, ponieważ autorka w wielu fragmentach pokazuje, że stać ją na więcej i
uważam, że książka mogła być lepsza. Pierwsza jej połowa jest zdecydowanie
bardziej przemyślana i dopracowana, również pod względem językowym. Możliwe,
więc, że na niedociągnięcia wpłynął częściowo brak czasu.
Zachęcam do przeczytania „W
krainie kolibrów” i zagłębienia się w świat Argentyny. Jest to zupełnie
niezobowiązująca i niewymagająca lektura, idealna na spokojne, leniwe
popołudnie. Książka stanowi początek „Sagi argentyńskiej”, liczącej do tej pory
trzy tomy. Z przyjemnością przeczytam całą serię, jestem pełna nadziei, że
autorka w kolejnych częściach poczyniła postępy i nie powtórzyła własnych
błędów. Mam nadzieje, że się nie zawiodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz