To kwestia przypadku, ale czytam
powieści polskich autorów dużo rzadziej niż książki zagraniczne. Kiedy jednak
już po nie sięgam, zawsze wywołują we mnie wiele emocji i zmuszają do
przemyśleń. Ma to związek z umiejscowieniem akcji wśród polskiego społeczeństwa,
z którym spotykam się na co dzień i
stworzeniem fabuły w odniesieniu do znanych, polskich realiów, w których żyję.
Może zabrzmi to zupełnie niepatriotycznie, ale uważam Polskę za kraj bardzo
dziwny, pełen sprzeczności, kuriozalnych przepisów, przekonań, poglądów i
uprzedzeń. Odnajduję to wszystko w polskich książkach i właśnie dlatego
zmuszają mnie one do autorefleksji i do lektury siadam chętnie. Po „Ciemno,
prawie noc” sięgnęłam po wcześniejszym zapoznaniu się z twórczością autorki w
postaci świetnego „Japońskiego Wachlarza”. Nie spodziewałam się, że trafię na
tak dobrą książkę.
Znana dziennikarka Alicja Tabor
przybywa do rodzinnego Wałbrzycha by napisać artykuł o trójce zaginionych
niedawno dzieci. Powrót wiąże się z wieloma złymi wspomnieniami z trudnego
dzieciństwa i samotnego okresu dojrzewania. Alicja spotyka w mieście osoby,
których losy splatają się z jej przeszłością. Podążając tropem porywacza
dzieci, odkrywa prawdę o swoim pochodzeniu i poznaje szokującą historię swojej
rodziny.
Tytuł książki sugeruje częściowo
co znajdziemy w środku. Wielką ciemność, niewyobrażalne zło, mroczną i
makabryczną rzeczywistość. Wałbrzych z powieści to miasto straconych szans, w
którym wszystko się rozpada i nic nie funkcjonuje tak jak powinno. Miejsce pełne
biedy, patologii i brudu, z którego bardzo trudno się wyrwać. Mieszkańcy to
głównie ludzie pamiętający poprzednią epokę, żyjący wciąż zgodnie z dawnymi
przyzwyczajeniami i zaściankowym myśleniem. Plac miejski, na płycie którego
zmarł miejski prorok-wizjoner, przekazujący słowa ukazanej mu Matki Boskiej
Bolesnej, staje się przestrzenią spotkań fanatyków religijnych. Przemówienia,
okrzyki domagające się pomnika, ekshumacji zmarłego, sprzedaż kości wykopanych
z pobliskich cmentarzysk, przez naiwnych nabywców uważanych za relikwie
świętych, mające przynosić opiekę i uzdrowienie. Obraz Wałbrzycha to
przerysowana, bardzo ponura wizja Polski i jej mieszkańców, niestety nie tak
bardzo różniąca się od dzisiejszej rzeczywistości.
Spośród ponurego i odstraszającego
miasta wyróżnia się malowniczy Zamek Książ, skrywający własne historie i
tajemnice. Miejskie legendy wiążą się głównie z tym miejscem i jego ostatnią
właścicielką księżną Daisy. Okolice zamku, podziemny kompleks i okolice to cel
poszukiwaczy skarbów, dawniej również ojca głównej bohaterki, który w pogoni za ukrytym
majątkiem zapominał o rzeczywistości i córce.
„Gdy otworzyłam drzwi pokoju ojca, zgęstniały czas uderzył we mnie jak fala. Za oknem Zamek Książ wyrastał z bukowego lasu i gdy ojciec pracował przy biurku, zawalonym stosami zakurzonych papierzysk i książek, widział tę budowlę, podnosząc oczy znad historycznych opracowań, map i planów. Teraz ja, jego młodsza córka, patrzyłam na Zamek Książ, na kłębiącą się pod jego murami mgłę. Należał on do tych nielicznych rzeczy, które nadal wydawały mi się tak samo wielkie, piękne jak w dzieciństwie. Wprawiłam w ruch stary ścienny zegar i gdy zakołysało się wahadło, poczułam, jak rusza uwięziony tu czas.”
W tym dziwnym, jakby wyjętym
spoza cywilizacji mieście Alicja spotyka kociary – obrończynie kotów, a jak się
okazuje również ludzi. Strażniczki dobroci wydają się pojawiać kiedy w mieście
dzieje się coś złego, oferując swoją pomocną dłoń i kocie chrupki. Bohaterce
przydarzają się niezrozumiałe sytuacje – ktoś przekopuje jej ogród, próbuje
włamać się do domu, wiesza na jej drzewie kota. Alicja, jak na dziennikarkę
przystało, zbiera ludzkie historie, a opowieści tworzą coraz mroczniejszy i
bardziej tajemniczy obraz. Spośród mroku wyłania się jej własna przeszłość,
tragiczne wydarzenia, których przyczyn nie rozumiała wyjaśniają się. Alicja
przekonuje się, że prawda nie zawsze jest jednak ukojeniem. Wałbrzych okazuje
się być świadkiem makabrycznych wydarzeń, rozpadów rodzin i szalonych zachowań
ludzkich.
Muszę zaznaczyć wyraźnie, to do
czego zmierzałam od początku tekstu - „Ciemno, prawie noc” zdecydowanie nie
należy do łatwych i lekkich książek. Porusza tematy tak makabryczne i
przedstawia zbrodnie tak niewyobrażalne że pozostawia w czytelniku poczucie
grozy, potęgowane przez świadomość, że coś takiego może się wydarzyć i zdarza
się w rzeczywistości. W powieści opisany został problem przemocy w rodzinie i
wykorzystywania dzieci i dlatego jest ona tak poruszająca i przeraźliwa. Nie
rozumiem i nigdy nie zdołam zrozumieć jak można skrzywdzić dziecko. Nie jestem
mamą, ale rodzicielstwo utożsamiam z ogromną radością, bezgraniczną miłością i
wielką odpowiedzialnością. Są jednak ludzie, którzy rozumieją je inaczej. W
książce przedstawione zostały losy wielu dzieci, których nikt nie kocha i nikt
nie potrzebuje. Nie wzbudzają zainteresowania, od małego zmuszone do radzenia
sobie na tym brutalnym i pełnym zła świecie. Nikt nie wierzy skrzywdzonemu
dziecku, gdy to szuka pomocy, jest zupełnie bezbronne wobec osób, wśród których
powinno czuć się najbezpieczniej. To upiorne i niepojęte dla mnie, pełnej wiary
w to, że dzieci to najcenniejszy skarb, który bez zastanowienia i bez żadnych
powodów otacza się ochroną i miłością. Opisana w książce przemoc, okrucieństwo,
zupełnie niewyobrażalne i nieludzkie obudziły we mnie skrajne emocje, które na
pewno pozostaną ze mną na długo.
Polecam książkę głównie czytelnikom
dojrzałym, gotowym sprostać okrutnej rzeczywistości, ale powinien przeczytać ją
każdy. To literatura najwyższej klasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz