sobota, 16 kwietnia 2016

ANNA KARENINA - LEW TOŁSTOJ



„Anna Karenina”. Epicka, znana wszystkim, wielokrotnie ekranizowana rosyjska powieść psychologiczna. Jak opisać książkę, wywołującą we mnie tak wiele emocji, przywołującą tak wiele myśli, którymi chciałabym się podzielić? To jak wyzwanie. Poziom trudności zadania zwiększa fakt, że książka ta należy do klasyki literatury. W tej opinii postaram się wyrazić moją fascynację i poruszenie niezwykłą, wielowątkową powieścią Tołstoja. Tych, którzy „Anny Kareniny” jeszcze nie czytali, ostrzegam – w tekście znajdą się informacje ujawniające przebieg fabuły.

Anna Arkadiewna, po mężu Karenin to mieszkająca w Petersburgu przykładna żona wpływowego ministra i matka kilkuletniego Sierioży. Obraca się w najlepszym towarzystwie stolicy, spędza czas w teatrach, operach i na przyjęciach. Podczas wizyty u mieszkającego w Moskwie brata poznaje młodego oficera Aleksieja Wrońskiego. Bardzo szybko rodzi się między nimi uczucie. Początkowo kochankowie spotykają się w tajemnicy, w końcu jednak Anna decyduje się porzucić rodzinę dla ukochanego. Jawna i bezwstydna niemoralność oburza opinię publiczną, która odwraca się od Anny jako kobiety upadłej.

Nie zgadam się zupełnie z opisem zamieszczonym na okładce, według którego książka to największy romans wszech czasów, płomienne love story; dzieje bohaterki, w której wszystkie kobiety rozpoznają siebie. Powieść Tołstoja to o wiele, wiele więcej niż tylko historia miłosna. 

W książce przedstawiona jest plejada  bohaterów, z których każdy zmaga się z własnymi problemami i próbą znalezienia miejsca na świecie. Jednym z nich jest Stiepan Arkadiewicz Obłoński, brat tytułowej Anny. Stiwa to moskiewski urzędnik lubiący hulanki i młode kobiety. Bohater zdecydowanie negatywny, wielokrotnie zdradzający swoją żonę, zaciągający długi i nie będący ojcowską figurą dla gromadki swoich dzieci.

Żona Stiwy, Dolly to kobieta bardzo nieszczęśliwa. W jej małżeństwie bardzo szybko zabrakło miłości. Kobieta jest zmęczona ciągłą opieką nad dziećmi, wielokrotnymi ciążami, chorobami potomstwa, z którego część pochowała. Autor już na początku przedstawia nam sytuację bohaterki. Jest ona zdecydowana rozstać się z mężem na wiadomość o jego niewierności. To Anna skutecznie przekonuje szwagierkę, że powinna wybaczyć małżonkowi. Znamienne jest to, że Dolly będąca kobietą niezwykle moralną, bez skazy, jako jedna z niewielu nie potępia Kareniny za porzucenie męża. Jest łaskawa dla szwagierki, kocha ją jak własną siostrę i życzy jej szczęścia. Wraz z rozwojem akcji dokładnie przedstawiony jest sposób myślenia Dolly – ta przykładna matka i żona, żałuje, że nie postąpiła tak jak Anna. Zastanawia się nad tym, jak wyglądałoby jej życie bez Stiwy i jak mogłaby być szczęśliwa z mężczyzną, który obdarzyłby ją prawdziwą miłością.

Inną kobiecą postacią jest młodsza siostra Dolly, Katarzyna Szczerbacka. To dziewczyna obdarzona romantyczną, rozmarzoną osobowością. Zauroczona młodym hrabią Wrońskim, Kitty przeżywa wielkie rozczarowanie, gdy mężczyzna nie proponuje jej małżeństwa. Od tej chwili zaczynają się wielkie zmiany w jej światopoglądzie. Dziewczyna szuka sensu życia w różnych osobach, między innymi w obnoszącej się ze swoją religijnością i dobrocią hrabinie poznanej za granicą. Spotyka ją kolejne rozczarowanie, gdy okazuje się, że stawiana przez nią za wzór kobieta tylko udaje, głoszona przez nią religijność nie jest związana z czynami, a tylko słowem. Kitty odnajduje szczęście w miłości do Lewina, właściciela ziemskiego, który od dawna darzy ją uczuciem, a którego oświadczyny pierwotnie odrzuciła. Małżeństwo z mężczyzną nadaje sens jej życiu, dojrzewa jako pani domu, a później również matka.

Wspomniany Lewin, a właściwie Konstanty Dmitricz to postać, która w książce przechodzi największą przemianę. Z początku nieszczęśliwy, z powodu niespełnionej miłości do Kitty, zaczyna poszukiwać w życiu innej roli. Przeżywa przeróżne stany – w jednym z nich, zauroczony prostolinijnością życia chłopów postanawia wziąć za żonę wiejską dziewczynę i przyjąć sposób życia tej warstwy społecznej. Rezygnuje jednak z chwilowego pragnienia i kieruje swoje siły w stronę zmian na wsi, prowadzenia gospodarstwa i nadania znaczenia roli robotnika w gospodarce. Także to nie udaje mu się. Małżeństwo z Kitty, oprócz radości również przynosi mu rozczarowanie. Nie rozumie żony, której wpojony został odmienny styl życia, czuje, że próżnuje spędzając z nią czas. Nie potrafi pokochać swojego syna, który jest dla niego tylko obcą istotą. Śmierć chorującego długo brata przynosi mu kryzys światopoglądowy. Lewin zaczyna zastanawiać się po co istnieje, skoro wszystko prowadzi do nieuchronnej śmierci. Jako człowiek niewierzący, szuka zrozumienia w filozofii, ale i tam go nie znajduje. Kostia jest w moich oczach zwycięzcą zmagań toczących się w powieści. Tak naprawdę jako jedynemu z bohaterów udaje mu się odnaleźć odpowiedzi na pytania, które go nurtują. Wydobywa się z otchłani, jaką przyniosły mu kryzysy i wątpliwości dotyczące życia. Znajduje sens życia w Bogu, rozumianym jako dobroć, życzliwość i poświęcenie innym.

Z całej grupy występujących w powieści Tołstoja postaci Anna jest najmniej ciekawą, zupełnie nie wywołującą współczucia niesympatyczną, kapryśną i egocentryczną kobietą. Po prostu nie sposób jej polubić. Romans z Wrońskim, spowodowany może miłością, był czynem całkowicie egoistycznym. Porzuciła nie tylko męża, ale również syna, którego tak bardzo podobno kochała. Nie potrafiła obdarzyć miłością córki, która urodziła się ze związku z kochankiem, wymagała od niego niekończącej się uwagi i poświęcenia. Poddawała w wątpliwość uczucie Aleksieja do niej, zachowywała się wobec niego okrutnie, odreagowując surowym i zimnym postępowaniem swoje odizolowanie od towarzystwa i powszechne potępienie społeczeństwa. Tragedia Anny polegała na tym, że w bardzo młodym wieku wyszła za mąż za mężczyznę, z którym nie łączyła jej miłość. I to jedyny powód, dla którego można jej współczuć. Całe późniejsze nieszczęście sprowadziła na siebie sama.  Anna zniszczyła życie wielu osobom, aż do końca nie potrafiła pozbyć się swojej egoistycznej bezwzględności. Popełniła samobójstwo nie z powodu bezsilności, czy depresji. Zrobiła to całkowicie świadomie, chcąc ukarać kochanka, który – jej zdaniem – zachował się wobec niej niewłaściwie i nie kochał jej wystarczająco mocno. 
„>>Czemużem ja nie umarła!<< – stanęły jej w pamięci jej własne ówczesne słowa. Tamten nastrój ożył na nowo i nagle zrozumiała ową utajoną w głębi duszy myśl, jedną myśl, która niosła ze sobą rozstrzygnięcie wszystkich zawiłości. >>Tak, śmierć!<<
>>Wstyd i hańba ściągnięte na męża i syna i moje własne straszliwe pohańbienie — wszystko to zostanie okupione przez śmierć. Wystarczy umrzeć, a Wroński uzna swą winę. Będzie mnie żałował, będzie mnie kochał i cierpiał z mego powodu.<<
Uśmiech litości nad własną dolą zastygł na jej wargach; pozostawała w fotelu zdejmując i wkładając na nowo pierścionki na lewej ręce; wyobraźnia z wielką żywością nasuwała jej różnorodne uczucia Wrońskiego po jej stracie.
Zbliżające się kroki, jego kroki, przerwały tę zadumę. Nawet się nie odwróciła, niby zajęta układaniem pierścionków.
Zbliżył się i ująwszy jej rękę powiedział cicho:
— Anno, jeśli chcesz, jedźmy pojutrze. Zgadzam się na wszystko. Milczała.
— No i cóż? — zapytał.
— Sam wiesz — odrzekła wybuchając płaczem, którego dłużej pohamować nie mogła.
— Porzuć mnie, porzuć! — powtarzała głosem przerywanym od łkań. — Jutro wyjadę… Zrobię więcej jeszcze… Kimże ja jestem? Upadłą kobietą, kamieniem u twojej szyi. Nie chcę przyprawiać cię o cierpienie, nie chcę! Zwrócę ci wolność. Nie kochasz mnie już, kochasz inną!
Wroński błagał, by się uspokoiła, i zapewniał ją, że nie ma ani krzty powodu do zazdrości, że nigdy nie przestał i nie przestanie jej kochać i że kocha ją bardziej niż kiedykolwiek.
— Anno, po co ty i siebie, i mnie tak zamęczasz? — mówił całując jej ręce. Twarz jego wyrażała teraz czułość, zdawało się jej nawet, że rozróżnia w głosie jego brzmienie łez, a na dłoni ich wilgoć. I w jednej chwili rozpaczliwa zazdrość Anny zmieniła się w desperacką, namiętną tkliwość: objęła go okrywając pocałunkami jego głowę, szyję i ręce.”
Sam Wroński to bohater, którego ciężko mi ocenić. Nie jest z pewnością postacią pozytywną, ale nie powoduje we mnie aż tak dużej niechęci jak Anna. Aleksy kochał swoją kochankę, marzył o stworzeniu z nią rodziny i od początku namawiał ją do porzucenia męża. Poświęcił dla niej z pewnością mniej, niż ona dla niego. Nie potrafił żyć bez spędzania czasu w towarzystwie, które nie odrzuciło go, inaczej niż jego kochanki. Wroński to człowiek pogardliwy, z powodu swojego majątku wywyższający się nad innymi, wierzący w to, że wszystko mu się należy i na wszystko może sobie pozwolić. Podobnie jak do Anny, do niego również nie sposób poczuć sympatii. Jednak pomimo wszystko, odczuwam wobec niego współczucie. Kochana przez niego kobieta potraktowała go okrutnie i to przez nią właśnie pozbawiony został wszystkiego.

Anna Karenina to powieść klasyczna i powszechnie znana. Czytałam ją dwukrotnie i za każdym razem zrobiła na mnie tak samo duże wrażenie. Nie jest to książka przygodowa, nie dzieje się w niej więc wiele. Składa się głównie z przemyśleń, długich narracji, rozważań i dyskusji. Autor zagłębia się w psychikę bohaterów, opisuje ich uczucia, przeżycia i – co najważniejsze – przemiany. Tołstoj analizuje społeczeństwo rosyjskie, ukazuje, że życiem wyższych sfer rządzą konwenanse, fałszywe zasady, których nieprzestrzeganie nikogo nie oburza dopóki nie jest jawne. Tworzy krytyczny obraz arystokracji, która wiedzie próżniacze życie, wzbogacając się na pracy innych. Tołstojowi udało się napisać powieść ponadczasową mówiącą o moralności, wartościach i poszukiwaniu sensu. Nie czytałam dotąd innej tak wielowymiarowej, poruszającej tak wiele tematów i inteligentnej książki. Autor dopracował szczegóły do perfekcji, poszczególne wątki wspaniale współgrają ze sobą, a dzięki temu powieść pomimo swojej objętości nie przytłacza i nie sprawia trudności w czytaniu. Właśnie dlatego „Annę Kareninę” absolutnie uwielbiam i będę do niej wracać przez całe życie.

Widziałam dwie ekranizacje „Anny Kareniny”. Jedna z nich, to klasyczny film z 1948 roku, z uwielbianą przeze mnie Vivien Leigh w roli głównej. Druga, to nowatorska wizja powieści z 2012 roku, wykorzystująca motyw świata-teatru. Obie ekranizacje uważam za bardzo udane, dobrze przekazujące główną ideę powieści i do obu chętnie powracam. Kilka dni temu widziałam również adaptację sceniczną „Anny Kareniny” w Gliwickim Teatrze Muzycznym, która pomimo, że obejrzałam ją z przyjemnością, niestety nie oddawała tego, co pisząc chciał przekazać Tołstoj. Świadczy to jednak o tym, że interpretacji tego samego dzieła może być wiele, a klasyczne powieści wciąż są inspiracją dla twórców, co bardzo cieszy.

Polecam Annę Kareninę każdemu, bo jest to książka tak złożona, że z pewnością każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Ja z pewnością jeszcze wielokrotnie do niej powrócę.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz