wtorek, 19 kwietnia 2016

CIEMNO, PRAWIE NOC - JOANNA BATOR



To kwestia przypadku, ale czytam powieści polskich autorów dużo rzadziej niż książki zagraniczne. Kiedy jednak już po nie sięgam, zawsze wywołują we mnie wiele emocji i zmuszają do przemyśleń. Ma to związek z umiejscowieniem akcji wśród polskiego społeczeństwa, z którym spotykam się na co dzień  i stworzeniem fabuły w odniesieniu do znanych, polskich realiów, w których żyję. Może zabrzmi to zupełnie niepatriotycznie, ale uważam Polskę za kraj bardzo dziwny, pełen sprzeczności, kuriozalnych przepisów, przekonań, poglądów i uprzedzeń. Odnajduję to wszystko w polskich książkach i właśnie dlatego zmuszają mnie one do autorefleksji i do lektury siadam chętnie. Po „Ciemno, prawie noc” sięgnęłam po wcześniejszym zapoznaniu się z twórczością autorki w postaci świetnego „Japońskiego Wachlarza”. Nie spodziewałam się, że trafię na tak dobrą książkę.  


Znana dziennikarka Alicja Tabor przybywa do rodzinnego Wałbrzycha by napisać artykuł o trójce zaginionych niedawno dzieci. Powrót wiąże się z wieloma złymi wspomnieniami z trudnego dzieciństwa i samotnego okresu dojrzewania. Alicja spotyka w mieście osoby, których losy splatają się z jej przeszłością. Podążając tropem porywacza dzieci, odkrywa prawdę o swoim pochodzeniu i poznaje szokującą historię swojej rodziny.

Tytuł książki sugeruje częściowo co znajdziemy w środku. Wielką ciemność, niewyobrażalne zło, mroczną i makabryczną rzeczywistość. Wałbrzych z powieści to miasto straconych szans, w którym wszystko się rozpada i nic nie funkcjonuje tak jak powinno. Miejsce pełne biedy, patologii i brudu, z którego bardzo trudno się wyrwać. Mieszkańcy to głównie ludzie pamiętający poprzednią epokę, żyjący wciąż zgodnie z dawnymi przyzwyczajeniami i zaściankowym myśleniem. Plac miejski, na płycie którego zmarł miejski prorok-wizjoner, przekazujący słowa ukazanej mu Matki Boskiej Bolesnej, staje się przestrzenią spotkań fanatyków religijnych. Przemówienia, okrzyki domagające się pomnika, ekshumacji zmarłego, sprzedaż kości wykopanych z pobliskich cmentarzysk, przez naiwnych nabywców uważanych za relikwie świętych, mające przynosić opiekę i uzdrowienie. Obraz Wałbrzycha to przerysowana, bardzo ponura wizja Polski i jej mieszkańców, niestety nie tak bardzo różniąca się od dzisiejszej rzeczywistości. 

Spośród ponurego i odstraszającego miasta wyróżnia się malowniczy Zamek Książ, skrywający własne historie i tajemnice. Miejskie legendy wiążą się głównie z tym miejscem i jego ostatnią właścicielką księżną Daisy. Okolice zamku, podziemny kompleks i okolice to cel poszukiwaczy skarbów, dawniej również ojca głównej bohaterki, który w pogoni za ukrytym majątkiem zapominał o rzeczywistości i córce.
„Gdy otworzyłam drzwi pokoju ojca, zgęstniały czas uderzył we mnie jak fala. Za oknem Zamek Książ wyrastał z bukowego lasu i gdy ojciec pracował przy biurku, zawalonym stosami zakurzonych papierzysk i książek, widział tę budowlę, podnosząc oczy znad historycznych opracowań, map i planów. Teraz ja, jego młodsza córka, patrzyłam na Zamek Książ, na kłębiącą się pod jego murami mgłę. Należał on do tych nielicznych rzeczy, które nadal wydawały mi się tak samo wielkie, piękne jak w dzieciństwie. Wprawiłam w ruch stary ścienny zegar i gdy zakołysało się wahadło, poczułam, jak rusza uwięziony tu czas.”

W tym dziwnym, jakby wyjętym spoza cywilizacji mieście Alicja spotyka kociary – obrończynie kotów, a jak się okazuje również ludzi. Strażniczki dobroci wydają się pojawiać kiedy w mieście dzieje się coś złego, oferując swoją pomocną dłoń i kocie chrupki. Bohaterce przydarzają się niezrozumiałe sytuacje – ktoś przekopuje jej ogród, próbuje włamać się do domu, wiesza na jej drzewie kota. Alicja, jak na dziennikarkę przystało, zbiera ludzkie historie, a opowieści tworzą coraz mroczniejszy i bardziej tajemniczy obraz. Spośród mroku wyłania się jej własna przeszłość, tragiczne wydarzenia, których przyczyn nie rozumiała wyjaśniają się. Alicja przekonuje się, że prawda nie zawsze jest jednak ukojeniem. Wałbrzych okazuje się być świadkiem makabrycznych wydarzeń, rozpadów rodzin i szalonych zachowań ludzkich.


Muszę zaznaczyć wyraźnie, to do czego zmierzałam od początku tekstu - „Ciemno, prawie noc” zdecydowanie nie należy do łatwych i lekkich książek. Porusza tematy tak makabryczne i przedstawia zbrodnie tak niewyobrażalne że pozostawia w czytelniku poczucie grozy, potęgowane przez świadomość, że coś takiego może się wydarzyć i zdarza się w rzeczywistości. W powieści opisany został problem przemocy w rodzinie i wykorzystywania dzieci i dlatego jest ona tak poruszająca i przeraźliwa. Nie rozumiem i nigdy nie zdołam zrozumieć jak można skrzywdzić dziecko. Nie jestem mamą, ale rodzicielstwo utożsamiam z ogromną radością, bezgraniczną miłością i wielką odpowiedzialnością. Są jednak ludzie, którzy rozumieją je inaczej. W książce przedstawione zostały losy wielu dzieci, których nikt nie kocha i nikt nie potrzebuje. Nie wzbudzają zainteresowania, od małego zmuszone do radzenia sobie na tym brutalnym i pełnym zła świecie. Nikt nie wierzy skrzywdzonemu dziecku, gdy to szuka pomocy, jest zupełnie bezbronne wobec osób, wśród których powinno czuć się najbezpieczniej. To upiorne i niepojęte dla mnie, pełnej wiary w to, że dzieci to najcenniejszy skarb, który bez zastanowienia i bez żadnych powodów otacza się ochroną i miłością. Opisana w książce przemoc, okrucieństwo, zupełnie niewyobrażalne i nieludzkie obudziły we mnie skrajne emocje, które na pewno pozostaną ze mną na długo.

Polecam książkę głównie czytelnikom dojrzałym, gotowym sprostać okrutnej rzeczywistości, ale powinien przeczytać ją każdy. To literatura najwyższej klasy.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz