Twórczość Miłoszewskiego znam
bardzo dobrze, wielokrotnie przekonałam się, że jego nazwisko to „solidna
firma”, obietnica porywającej i sensownej lektury. Z przyjemnością przeczytałam
hollywoodzko-sensacyjnego „Bezcennego”, następnie pokochałam trylogię o
irytującym prokuratorze Szackim. Po „Domofon”, będący debiutancką powieścią
Miłoszewskiego sięgnęłam na końcu, z wysokimi oczekiwaniami, lecz również
świadomością, że debiut może różnić się od późniejszej twórczości autora. Nie
pomyliłam się, jednocześnie ogromnie się myląc. Niniejszy tekst powstaje w
odstępie kilku minut po przewróceniu przeze mnie ostatniej strony książki. Nie
mogłam się powstrzymać od natychmiastowego przelania moich myśli na papier. Już
dawno, żadna powieść nie zaskoczyła mnie tak jak ten, niepozornie wyglądający
thriller.
Młode małżeństwo wprowadza się do
starego bloku na Bródnie. Szczęśliwy początek nowego życia zakłócony zostaje
przez znalezione w windzie zwłoki. Śmierć wydaje się być nieszczęśliwym
wypadkiem, wszystko wskazuje na to, że mężczyzna stracił życie próbując
wydostać się z zatrzymanej windy. Niebawem blok staje się świadkiem kolejnych
niewyjaśnionych zdarzeń. Groza wśród mieszkańców narasta, a każdy z nich musi
zmierzyć się z własnymi koszmarami.
Opis na okładce przedstawia „Domofon”
jako powieść grozy i porównuje ją do realistycznych horrorów Stephana Kinga.
Nie wiem czy rzeczywiście można przyrównać ją do dzieł pisarza, który osiągnął
wyżyny w tym gatunku, ale niewątpliwie jest to książka, która o tą kategorię
zahacza. To właśnie pierwsze z moich wielkich zaskoczeń – Miłoszewskiemu udało
się stworzyć powieść, która wprowadza nastrój grozy, elementy fantastyczne
współgrają z rzeczywistością, a wszystko to nie jest tandetne. Nie ma zbyt
wielu tego typu książek autorstwa polskich pisarzy. Druga niespodzianka to
bardzo społeczna tematyka książki. Autor wykorzystał bardzo prosty pomysł,
prostą historię mieszkańców bloku z wielkiej płyty i przedstawił relacje
międzyludzkie, zachowania, reakcje różnych osób na konkretne sytuacje. To bardzo miłe zaskoczenie w stosunku do jego
pozostałych książek. Miłoszewski we wszystkich swoich dziełach pisze o
ludziach, ale ten społeczny kontekst jest w nich bardziej związany z polską
historią, z tym jak ukształtowały się realia naszego kraju - jedynie w Gniewie
akcja skupia się na życiu rodzinnym i przemocy domowej. „Domofon” nie zagłębia
się w sytuację polityczną, system, ale skupia się na ludzkich przeżyciach,
przemyśleniach, filozofii życiowej. Ukazuje życie w bloku, który nierozerwalnie
łączy ze sobą mieszkańców, których koszmary stają się wspólną tragedią.
„Później, kiedy wszystko dobiegło końca, policja, biegli psychiatrzy i dziennikarze uznali wydarzenia, które miały miejsce w naszym domu, za wynik zbiorowej histerii. Czym była spowodowana – nigdy nie wyjaśniono. Z tego, co mi wiadomo, nawet nie próbowano.Każde inne wytłumaczenie było albo zbyt przerażające, albo zbyt fantastyczne, żeby wziąć je na serio. Zastanawiałem się, czy w rozwiązaniu zagadki nie pomogłyby moje kasety. Ale nie. (…)Ktoś mógłby zapytać, jakie mam prawo opowiadać historię bloku i jego mieszkańców. Czy wolno mi opowiadać ją w ten sposób? Czy wiem o nich aż tyle? Ktoś, kto zadałby takie pytanie, rozbawiłby mnie do łez. Ponieważ wiem o nich więcej, znacznie więcej, niż oni kiedykolwiek będą wiedzieli sami o sobie.”
Bardzo udana powieść. Sukcesem
stał się świetny, choć prozaiczny pomysł w doskonałym wykonaniu. Możliwe, że
gdy sięgnę po nią ponownie moja opinia się zmieni. Może emocje, które we mnie
wywołała wygasną w czasie. Jednak dziś, świeżo po lekturze mogę głośno
powiedzieć, że to książka, której nie zapomnę. Polecam każdemu twórczość
Miłoszewskiego, każda jego powieść jest dowodem na to, że polscy pisarze
potrafią. Każdemu artyście życzę tak dobrego debiutu.
Tak, tak i jeszcze raz tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz