piątek, 9 września 2016

CZŁOWIEK Z WYSPY LEWIS - PETER MAY



Po kontynuację wspaniałego „Czarnego domu” sięgnęłam niezwłocznie, licząc na dalsze odkrywanie losów niezwykłych bohaterów i tajemniczych wybrzeży Hebrydów Zewnętrznych. Oczekiwania były wysokie i z przyjemnością stwierdzam, że zostały spełnione. 



Fin Macleod powraca w rodzinne strony i nieoczekiwanie zostaje obserwatorem i uczestnikiem kolejnego śledztwa. W torfowisku odnalezione zostają zwłoki młodego mężczyzny. Mimo początkowego przekonania o przedawnieniu zbrodni, policja musi rozpocząć śledztwo, gdy na ciele denata ukazuje się tatuaż z Elvisem. DNA zmarłego wskazuje na jego pokrewieństwo z ojcem dawnej ukochanej Fina, Tormoda. Mężczyzna cierpi jednak na demencję, jego wspomnienia nie mogą pomóc policji w identyfikacji zwłok. Fin angażuje się w sprawę i próbuje odkryć prawdę o przeszłości Tormoda, odnaleźć ludzi z nim związanych i rozwiązać zagadkę morderstwa, jednocześnie borykając się z osobistymi problemami.

Autor powraca do krajobrazów przedstawionych czytelnikowi w „Czarnym domu” i odkrywa przed nim kolejne malownicze wysepki, miasteczka i plaże. Książka skonstruowana jest w podobny do pierwszej części sposób, wydarzenia teraźniejsze przeplatają się z opisem przeszłości.  Akcja toczy się w wielu miejscach, wśród różnorakich społeczności. Losy bohaterów są skomplikowane, a żadne wydarzenie nie jest bez znaczenia. Jest tu i romans i dawne przyjaźnie i rozliczanie się z przeszłością. Czas przynosi kolejne zaskoczenia, niewiadome i rozczarowania – wszystko co dawnej uważane za oczywistość okazuje się być ułudą. Atmosfera tajemnicy potęgowana jest przez niemożność porozumienia się z jedyną osobą, która zna prawdę o przeszłości.


Książka buduje w czytelniku napięcie i rozbudza ciekawość, aż do ostatniej strony dawkując informacje o bohaterach i ich dziejach. Seria nie zgubiła po drodze klimatyczności pierwszej części, wręcz przeciwnie, autorowi udało się ponownie oddać słowami niesamowity nastrój i burzę uczuć, którą można wyczuć u bohaterów. Podziwiam w pisarzu tą umiejętność opisywania emocji, odczuć i aury, jest w tym naprawdę świetny, bo czaruje i przyciąga każdym zdaniem. Niestety, ja tego nie potrafię i dlatego tak ciężko wysłowić mi moją satysfakcję z lektury szkockiej serii.


W powieści zdarzyły się oczywiście drobne niedoskonałości, niedociągnięcia. Pewne szczegóły są przewidywalne, akcja nie jest skonstruowana tak misternie jak wydarzenia pierwszej części. Wybaczam to jednak autorowi, bo zauroczył mnie tak bardzo, że z chęcią przeczytałabym jego powieść nawet gdyby nie miała zupełnie żadnej akcji. Przewodnik zawierający historię Hebrydów Zewnętrznych spod pióra Petera Maya to marzenie.

„ - Ośrodkiem kierował wtedy pewien drań, nazywał się Anderson. Był kimś, kto sprawował pieczę nad domem, w którym sieroty miały znaleźć schronienie i opiekę, ale nie przepadał za dziećmi. Miał paskudne usposobienie. Pamiętam, że raz zabrał nam wszystkie osobiste rzeczy i spalił w piecu centralnego ogrzewania. Kara za to, że się bawiliśmy – wyjaśnił i parsknął śmiechem.
Potrafił się doszukać czegoś zabawnego w tej historii, a Fin nie mógł się nadziwić ludzkiej zdolności do bagatelizowania najgorszych rzeczy, jakie mogły się człowiekowi w życiu przytrafić. Bezgraniczna wytrzymałość. Wszystko sprowadza się do przetrwania, jak przypuszczał. Jeśli ktoś się poddaje, choćby na chwilę, to pogrąża się w ciemności.”

Polecam wszystkim przeczytanie całej serii. To kawał dobrej sensacji, powieści obyczajowej i malowniczego opisu tajemniczych, klimatycznych wysp Szkocji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz