Po kontynuację wspaniałego
„Czarnego domu” sięgnęłam niezwłocznie, licząc na dalsze odkrywanie losów niezwykłych
bohaterów i tajemniczych wybrzeży Hebrydów Zewnętrznych. Oczekiwania były
wysokie i z przyjemnością stwierdzam, że zostały spełnione.
Fin Macleod powraca w rodzinne
strony i nieoczekiwanie zostaje obserwatorem i uczestnikiem kolejnego śledztwa.
W torfowisku odnalezione zostają zwłoki młodego mężczyzny. Mimo początkowego
przekonania o przedawnieniu zbrodni, policja musi rozpocząć śledztwo, gdy na
ciele denata ukazuje się tatuaż z Elvisem. DNA zmarłego wskazuje na jego
pokrewieństwo z ojcem dawnej ukochanej Fina, Tormoda. Mężczyzna cierpi jednak
na demencję, jego wspomnienia nie mogą pomóc policji w identyfikacji zwłok. Fin
angażuje się w sprawę i próbuje odkryć prawdę o przeszłości Tormoda, odnaleźć
ludzi z nim związanych i rozwiązać zagadkę morderstwa, jednocześnie borykając
się z osobistymi problemami.
Autor powraca do krajobrazów
przedstawionych czytelnikowi w „Czarnym domu” i odkrywa przed nim kolejne
malownicze wysepki, miasteczka i plaże. Książka skonstruowana jest w podobny do
pierwszej części sposób, wydarzenia teraźniejsze przeplatają się z opisem
przeszłości. Akcja toczy się w wielu
miejscach, wśród różnorakich społeczności. Losy bohaterów są skomplikowane, a
żadne wydarzenie nie jest bez znaczenia. Jest tu i romans i dawne przyjaźnie i rozliczanie się z przeszłością. Czas przynosi kolejne zaskoczenia,
niewiadome i rozczarowania – wszystko co dawnej uważane za oczywistość okazuje
się być ułudą. Atmosfera tajemnicy potęgowana jest przez niemożność
porozumienia się z jedyną osobą, która zna prawdę o przeszłości.
Książka buduje w czytelniku
napięcie i rozbudza ciekawość, aż do ostatniej strony dawkując informacje o
bohaterach i ich dziejach. Seria nie zgubiła po drodze klimatyczności pierwszej
części, wręcz przeciwnie, autorowi udało się ponownie oddać słowami niesamowity
nastrój i burzę uczuć, którą można wyczuć u bohaterów. Podziwiam w pisarzu tą
umiejętność opisywania emocji, odczuć i aury, jest w tym naprawdę świetny, bo
czaruje i przyciąga każdym zdaniem. Niestety, ja tego nie potrafię i dlatego
tak ciężko wysłowić mi moją satysfakcję z lektury szkockiej serii.
W powieści zdarzyły się oczywiście
drobne niedoskonałości, niedociągnięcia. Pewne szczegóły są przewidywalne,
akcja nie jest skonstruowana tak misternie jak wydarzenia pierwszej części. Wybaczam
to jednak autorowi, bo zauroczył mnie tak bardzo, że z chęcią przeczytałabym
jego powieść nawet gdyby nie miała zupełnie żadnej akcji. Przewodnik
zawierający historię Hebrydów Zewnętrznych spod pióra Petera Maya to marzenie.
„ - Ośrodkiem kierował wtedy pewien drań, nazywał się Anderson. Był kimś, kto sprawował pieczę nad domem, w którym sieroty miały znaleźć schronienie i opiekę, ale nie przepadał za dziećmi. Miał paskudne usposobienie. Pamiętam, że raz zabrał nam wszystkie osobiste rzeczy i spalił w piecu centralnego ogrzewania. Kara za to, że się bawiliśmy – wyjaśnił i parsknął śmiechem.Potrafił się doszukać czegoś zabawnego w tej historii, a Fin nie mógł się nadziwić ludzkiej zdolności do bagatelizowania najgorszych rzeczy, jakie mogły się człowiekowi w życiu przytrafić. Bezgraniczna wytrzymałość. Wszystko sprowadza się do przetrwania, jak przypuszczał. Jeśli ktoś się poddaje, choćby na chwilę, to pogrąża się w ciemności.”
Polecam wszystkim przeczytanie
całej serii. To kawał dobrej sensacji, powieści obyczajowej i malowniczego opisu
tajemniczych, klimatycznych wysp Szkocji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz