środa, 31 sierpnia 2016

CZARNY DOM - PETER MAY



Pozytywne recenzje i pełne pochwał opinie innych ludzi często wpływają na wybór moich lektur. Zachwalanie książek przez krytyków i blogerów sprawia, że wobec wielu książek stawiam wysokie oczekiwania. To niekoniecznie dobry zwyczaj, bo często przynosi rozczarowanie; zdarza się, że powieści zaliczane przez innych do grupy „odkryć roku”, „powiewu świeżości” czy „literackich przełomów”, mnie zupełnie nie porywają. Sięgając po „Czarny dom” Petera Maya, miałam w głowie nadzieję na ciekawy, dobry kryminał. Nie mogłam jeszcze wtedy wiedzieć, że otrzymam o wiele, wiele więcej.


Fin Macleod powraca w rodzinne strony, by uczestniczyć w śledztwie dotyczącym brutalnego morderstwa. Sprawa toczy się na szkockiej wyspie Lewis należącej do archipelagu Hebrydów Zewnętrznych gdzie policjant urodził się i wychował. Mieszkańcy wyspy to małe, bogobojne społeczeństwo, w którym wszyscy się znają, a ich losy wzajemnie się przeplatają. Rozwiązanie sprawy wymaga nie tylko odsłonięcia kurtyny pozorów i kłamstw, ale również zagłębienia się w przeszłość i bolesne wspomnienia.

Autorowi udało się dosadnie oddać ponury, ciemny obraz wyspy i jej mieszkańców. Surowy nastrój oddziałuje na czytelnika. Książka jest bardzo klimatyczna, a opisy oddziałują na wyobraźnię. Rzeczywistość przedstawiona jest tak urzekająco i wyraziście, że wywołuje to wrażenie oglądania jej na własne oczy. Co więcej, oglądania jej przez pryzmat sepii, bo w tym świecie nie ma kolorów, radości i beztroski. Jest to symbolicznie ukazane w postaci krajobrazu, na który składają się zamieszkiwane przez ludność białe, pokryte wapnem kamienne budynki i pozostałości dawnych czarnych domów. Klimat, który tak sugestywnie stworzony został przez autora, wpłynął na mnie tak mocno, że poczułam chęć poznania opisanych miejsc, zobaczenia ich i przekonania się na własne oczy o ich niezwykłej malowniczości. Dotychczas taką reakcję wywołał we mnie tylko jeden pisarz, równie utalentowany mistrz budowania nastroju Carlos Ruiz Zafón, umiejscawiając akcję swoich powieści w dawnej, pełnej tajemnic Barcelonie.
„Mieszkaliśmy, jak się to mówiło, w białym domu, w odległości około kilometra od wioski Crobost. Była to część lokalnej wspólnoty zwana Ness, na północnym cyplu Lewis, najbardziej na północ wysuniętej wyspy archipelagu Hebrydów Zewnętrznych. Białe domy zbudowano w latach dwudziestych z kamienia i wapna albo betonu i pokryto płytkami łupkowymi albo blachą falistą czy papą. Wzniesiono je na miejscu starych czarnych domów ze strzechami i ścianami bez zaprawy murarskiej, które stanowiły schronienie zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt. Na środku kamiennej podłogi w głównej izbie dzień i noc palił się torf. Tę izbę nazywano ogniową. Nie było kominów, a dym wydostawał się przez dziurę w dachu. Oczywiście nie było to skuteczne, i wnętrza domostw zawsze wypełniał dym. Nic dziwnego, że ich mieszkańcy nie żyli zbyt długo.”
Motyw powrotu do wydarzeń przeszłości, tak często wykorzystywany przez autorów powieści kryminalnych, nie jest w książce Maya czymś wtórnym i powtarzalnym. Był to zabieg nieunikniony, akcja toczy się wśród osób, które dobrze się znają, a ich dzieje są przez to powiązane. Zdarzenia sprzed lat mają swoje następstwa, ich konsekwencje wpływają na teraźniejsze życie. Świeżość w wykorzystaniu motywu przeszłości objawia się fragmentarycznym jej przedstawieniem. Nie poznajemy głównego bohatera od razu, ale odkrywamy jego historię i losy wyrywkowo, po kawałku - nawet on sam nie zna w całości swoich dziejów. Dopiero na końcu, ze wszystkich części wyłania się pełny obraz. Przez ten zabieg autora wciąż od nowa oceniamy bohatera, każda kolejna informacja zmienia nasz stosunek do niego. Jego kreacja jest dzięki temu wiarygodna, staje się realistyczną postacią z krwi i kości a nie tylko z papieru. Możemy odczuwać wobec niego sympatię lub głębokie współczucie, by po chwili zamienić je w rozczarowanie albo nawet gniew - zupełnie tak jak wobec osób, które spotykamy w świecie rzeczywistym.

Peter May stworzył książkę tak niezwykłą, że nie potrafię w pełni wyrazić mojego zachwytu. To powieść nastrojowa, klimatyczna, wywołująca smutek i współczucie wobec nieszczęśliwych losów bohaterów. To książka, po którą każdy powinien sięgnąć, bo jest nie tylko solidnie zbudowanym kryminałem, ale też opowieścią społeczno-obyczajową i okazją do poznania niezwykłej rzeczywistości wyspy Lewis i jej mieszkańców. Polecam gorąco. Książce i jej autorowi niespodziewanie udało się skraść moje serce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz