Każde spotkanie z Murakamim to
niepowtarzalna przygoda literacka. Nie tylko dlatego, że u żadnego innego
autora nie odnajdziemy typowej dla niego przenikającej codzienność magii, ale
również z powodu odmienności każdej jego książki. Nigdy nie wiem czego
spodziewać się sięgając po powieść japońskiego pisarza i nigdy nie zakończyłam
lektury bez zaskoczenia, ale i satysfakcji. Każda bowiem książka spod jego
pióra robi na mnie duże wrażenie i dlatego pełna oczekiwań sięgnęłam po kolejną
z nich.
„Kronika ptaka nakręcacza” to powieść
bardzo obyczajowa, choć trudno tą obyczajowość utożsamiać ze znaną nam
codziennością. Losy głównego bohatera to zmagania jawy ze snem, gdzie świat
rzeczywisty przenikany jest przez elementy fantastyczne. Nie wiadomo co dzieje
się realnie, bo wydarzenia, które wydają się być tylko marą przedostają się do
życia. Obyczajowość książki nie wiąże się tylko z postacią głównego bohatera.
Narrację przejmują również inne osoby i przedstawiają swoje własne historie.
Ich opowieści, początkowo zdające się być przypadkowymi wątkami pobocznymi po
czasie zaczynają się zbiegać. Bohaterowie połączeni są ze sobą dziwnym,
niezrozumiałym splotem czasu, historii i podobieństw. Zadaniem głównego
bohatera jest to połączenie zrozumieć i w jakiś sposób wykorzystać.
Murakami ma nawyk w swoich
książkach szczegółowo opisywać zupełnie zwyczajne czynności, takie jak przygotowanie
posiłku, ubiór, podróż pociągiem; w tej powieści takich opisów jest jednak
niewiele. Bohater skupia się na sprawach zupełnie niezwykłych i to im poświęca
czas. A to schodzi do studni, a to klasyfikuje łysiejących mężczyzn. Subtelna
magia, której tak wiele w powieściach japońskiego autora jest przyjmowana przez
bohatera bez większego zdziwienia. Daje się ponieść nurtowi wydarzeń, które,
mimo że zupełnie nierealne, często toczące się w snach są przez niego
postrzegane jako część większej całości. „Wszystko było w skomplikowany sposób
połączone, jak w trójwymiarowej układance typu puzzle. Prawda nie musiała być
prawdą, a fakty faktami.”
Nie potrafię powiedzieć o czym
tak naprawdę jest ta książka, myślę że nie wie tego nawet sam autor.
Przedstawia wielu bohaterów, narratorów i ich opowieści. Porusza obok wątku
obyczajowego, również historyczny, dotyczący walk toczących się na terenie
zajętej przez Japończyków Mandżurii i konfliktu japońsko-radzieckiego. Książka
zawiera w sobie dużo przemocy opisywanej z typową dla Murakamiego dokładnością.
Przyznam szczerze, że po kilkunastu początkowych rozdziałach ta liczba
poruszanych tematów i zupełnie niezwiązanych z głównym bohaterem wątków
pobocznych męczyła mnie. Pomyślałam, że powieść jest jedną ze słabszych w
dorobku autora, cieszę się jednak, że nie przerwałam lektury. Książka z każdym
kolejnym rozdziałem staje się coraz lepsza, ostatnie kilkadziesiąt stron
czytałam z zapartym tchem nie mogąc doczekać się rozwiązania i zrozumienia. Czy
je otrzymałam? Niekoniecznie. Dokładnie tak jak wyraziłam na początku akapitu
po przeczytaniu książki wciąż nie wiem o czym opowiada i na czym polegały
zmagania bohatera. Odkryłam w niej jednak wiele treści i zrobiła na mnie
ogromne wrażenie.
Jednym z powodów mojego tak
dobrego odbioru tej książki jest przekazany czytelnikowi między wierszami motyw
miłości. Jest to uczucie ukazane w bardzo surowy sposób, zupełnie niewidoczne i
zaskakujące. Główny bohater nie rozpacza po odejściu żony. Nie płacze, nie
upija się, nie wyrzuca porzuconych przez nią ubrań. Tak naprawdę nie ukazuje
bezpośrednio swojej miłości. Kiedy jednak intuicja podpowiada mu drogę do
odzyskania kobiety podejmuje walkę o nią. „Przyszedłem, żeby Cię stąd zabrać”
mówi, a na pytanie żony o powód odpowiada prosto: „Bo cię kocham”. I tak, może
świadomie, a może zupełnie nie, Murakami odkrył przede mną niezwykłą tajemnicę
świata płci przeciwnej. Może taka
naprawdę jest miłość mężczyzny? Bez zbędnych słów, ostentacji, łez i rozważań.
Ona po prostu trwa.
„Do tamtej pory myślałem, że mam pod stopami solidną Ziemię, która będzie trwała wiecznie, a może nawet wcale się nad tym nie zastanawiałem. Nawet mi to nie przyszło do głowy. Lecz w rzeczywistości Ziemia jest zaledwie pyłkiem unoszącym się w zakamarku wszechświata, z którego perspektywy stanowi jedynie tymczasowe i marne oparcie dla stóp. Choćby jutro może zostać porwana i uniesiona wraz z nami wszystkimi w efekcie działania jakiejś niezwykłej siły, chwilowego błysku światła. Pod tym zapierającym dech, wspaniałym, rozgwieżdżonym niebem robiło mi się słabo na myśl o małości i niepewności własnej egzystencji.”
Haruki to pisarz którego, jak
lubię mówić, można od razu pokochać lub na zawsze znienawidzić. Mnie zdarzyło się
to pierwsze. Realizm magiczny powieści Murakamiego zachwycił mnie od pierwszego
z nim spotkania, a umocnił to jeszcze sentyment spowodowany około literackimi wydarzeniami
z książkami japońskiego pisarza w roli drugoplanowej. Powszechne są porównania
jego filozoficznych wywodów do szeroko rozumianej twórczości autorów takich jak
Paulo Coelho, ale są one krzywdzące. Murakami to zupełnie inna liga, to pisarz,
który ze zręcznością żongluje motywami, historiami, realiami i przede wszystkim
słowem. Większość zdań jego autorstwa mogłoby być wierszem, gdyby tyko ta forma
pozwoliła na przedstawienie w pełnej krasie niezwykłości tworzonych przez niego
światów.
Moje zachwyty nie oznaczają
bezkrytycznego podążania za Murakamim, wręcz przeciwnie, uważam, że wiele
mógłby poprawić – zwłaszcza w tej książce. Wiele fragmentów jest moim zdaniem
niepotrzebnych, niektóre opisy dłużą się niemiłosiernie, a pewnych wydarzeń,
choćbym nie wiem jak się starała, nie potrafię połączyć z całością. Mam również
problem z postawą bohaterów, bo nie zgadzam się z ich wyborami i postrzeganiem
przez nich moralności. Moje poglądy nie pozwalają mi często na utożsamienie się
z przeżyciami osób przedstawionych na papierze, bo zwyczajnie potępiam ich postępowanie.
To nie ogranicza się jednak tylko do powieści autorstwa japońskiego pisarza i
wynika na tyle z moich osobistych przekonań, że nie wiem czy powinnam tu w
ogóle o tym wspominać.
„Kronika ptaka nakręcacza” to
książka, którą polecam czytelnikom znającym już twórczość Murakamiego; nie jest
to z pewnością dobry sposób na rozpoczęcie przygody z nim. Powieść chwilami
męczy i trzeba być zdecydowanym na przeczytanie jej, ale zapewniam, że warto.
Pozostawia czytelnika z wieloma pytaniami, ale i z dużym wrażeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz