poniedziałek, 6 marca 2017

ZIMA ŚWIATA - KEN FOLLETT



Czytałam w życiu już kilka książek Folletta i z większości byłam zadowolona. To autor, który potrafi skonstruować solidną fabułę i umiejscowić w niej wszystkich bohaterów, tak by poszczególne wątki łatwo łączyły się w całość. Po kilkuletniej przerwie sięgnęłam po „Zimę Świata”, kontynuację trylogii „Stulecie” i przyznam szczerze, że mam mieszane uczucia. Nie do końca wiem, co mam o niej napisać.



Powieść przedstawia świat od czasu wielkich przemian lat trzydziestych i dojścia do władzy Hitlera, poprzez II Wojnę Światową, aż po lata powojenne. Wydarzenia w poszczególnych krajach- uczestnikach konfliktu ukazane zostały poprzez losy kilku rodzin przedstawionych już w pierwszym tomie serii. Obserwujemy wojenne lata w Ameryce, Wielkiej Brytanii, Niemczech i Rosji. Towarzyszymy bohaterom podczas bitew, ale i romansów. Wydarzenia fikcyjne mieszają się z tymi zainspirowanymi prawdziwą historią. I tu właśnie pojawia się pierwszy zgrzyt, pierwsze zaskoczenie. W całej powieści bowiem, w całej tej wojennej zawierusze w zasadzie nie istnieje coś takiego jak Polska.


Historia nauczana jest inaczej w zależności od kraju, z tego samego powodu jest również przez poszczególne narody inaczej odbierana. Myślę jednak, że nie sposób w powieści o II Wojnie Światowej, zwłaszcza w powieści, w której występują historyczni bohaterowie i opisywane są autentyczne, historyczne wydarzenia zapomnieć o udziale Polski. Nie chcę stawać tu po stronie osób twierdzących, że Polska to najważniejszy kraj świata, z którym każdy powinien się liczyć, a w naszej historii są tylko epizody, w których byliśmy niezłomnymi, odważnymi i szlachetnymi bohaterami. Jak odbierać jednak książkę, w której mocno zaakcentowany został wątek ruchu oporu w Niemczech i bohaterskich czynów Niemców, którzy z narażeniem życia walczyli z nazizmem nie wspominając o Polskim Państwie Podziemnym? Jak pisać o Królewskich Siłach Lotniczych nie umieszczając wśród bohaterów ani jednego polskiego pilota? Jest w powieści również fragment, który zirytował mnie najbardziej. Rok 1945, Amerykanin, syn senatora, człowiek blisko związany z polityką wygłasza zdanie: „Ktoś mi powiedział, że Rosjanie odkryli coś, co wygląda jak obóz zagłady. Naziści zabijali tam każdego dnia setki ludzi. Ta miejscowość nazywa się Auschwitz i jest w Polsce.” Gdzie w tym wszystkim Karski, Pilecki? Jak można wykazać się taką ignorancją i posyłać ją dalej w świat?


Powieść jest napisana bardzo dynamicznie, jak napisałam wcześniej autor posiada talent do tworzenia postaci i umieszczania ich na właściwych pozycjach. Gdyby „Zima Świata” była książką całkowicie fikcyjną nie ma problemu, polecałabym ją jako powieść, którą bardzo dobrze się czyta i nie przeraża swoją objętością. Jedyne co może zniechęcić to niektóre fragmenty wyjęte żywcem z telenoweli, z dialogami na podobnym poziomie. Jest kilka takich fragmentów, przeważnie dotyczących romansów bohaterów i myślę, że książka nie straciłaby na ich wycięciu. Jednak liczne opisy scen miłosnych i związków, przeważnie bardzo dalekich od relacji małżeńskich, to również cecha charakterystyczna pisarstwa Folletta. Spokojnie można je wszystkie pominąć.


Choć „Upadek gigantów” będący wstępem do serii czytałam już kilka lat temu, to pamiętam, że podobał mi się dużo bardziej niż „Zima Świata”. Zawiodłam się trochę nieoczekiwanie, ale z chęcią przeczytam tom wieńczący trylogię. Z pewnością w przyszłości sięgnę również po poszukiwane od dawna „Filary Ziemi”. Follett to naprawdę niezły pisarz i warto po niego sięgnąć. Do każdej jednak książki, oczywiście nie tylko jego autorstwa, należy podchodzić z głową. Dziś wiele osób gra historią, posługuje się nią do własnych celów wykorzystując braki wiedzy innych. Warto pamiętać o przeszłości, wiedza może zapobiec przyszłym tragediom.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz