Lubię kryminały i kocham powieści
sensacyjne. Chyba żaden inny gatunek nie potrafi tak do głębi wciągnąć
czytelnika, zmusić go do przeczytania książki od deski do deski niezależnie od
poziomu jego zmęczenia czy pory dnia. Doceniam autorów, którzy potrafią do
ostatniej strony prowadzić z czytelnikiem grę i którzy pomimo wielu napisanych
już książek wciąż potrafią zaskoczyć. Mam wielu takich właśnie ulubionych
pisarzy, często jednak zwracam się też ku nazwiskom wcześniej mi nieznanym. Tak
stało się w tym przypadku. Z rocznym opóźnieniem sięgnęłam po otrzymanego w
prezencie „Motylka”, debiut literacki Katarzyny Puzyńskiej.
W niewielkim Lipowie spokojne
życie mieszkańców przerywa wiadomość o odnalezionych przy drodze zwłokach
zakonnicy. Denatka kilkukrotnie przejechana została samochodem, wszystkie
okoliczności wskazują na to, że jej śmierć nie była wynikiem wypadku. Sensację
potęguje tajemnicza tożsamość zmarłej. Do znajomości z kobietą nie przyznaje
się żaden z mieszkańców, oprócz odbywającego we wsi rodzinną wizytę młodego
księdza. Miejscowa policja próbuje rozwiązać zagadkę zabójstwa a prowadzone
przez nich śledztwo ujawnia rodzinne tajemnice wielu mieszkańców. Jakiś czas
później w Lipowie zamordowana zostaje kolejna osoba.
Jak określiłabym tą książkę
jednym zdaniem? To bardzo łagodny kryminał, bardziej powieść obyczajowa. W
akcji udział bierze wielu bohaterów, ich sprawy osobiste odgrywają w powieści
znaczną rolę. Można powiedzieć, że kluczową, bo to ich charaktery, sytuacja
życiowa i problemy są zaakcentowane najmocniej. Zagadkowe morderstwa stają się
tylko pretekstem do zagłębienia się w sprawy społeczności. Niektórzy z nich
tylko pozornie są związani ze śledztwem. Mnogość bohaterów nie pozwala jednak
na dogłębne ich poznanie. Autorka nie skupia się na żadnym z nich, przedstawia
ich pobieżne i mimo, że to ich losy odgrywają w powieści główną rolę, to jest
to raczej ogromny zbiór ról drugoplanowych. Brakuje tu mocnych charakterów, wprowadzona
została tylko jedna postać, która miała prawdopodobnie taką rolę spełniać, ale
jej potencjał nie został wykorzystany.
„Motylek” to debiut autorki i czytając da się
wyczuć pewne braki w warsztacie literackim. Mnogość wątków i postaci nie łączy
się ze sobą tak jak w powieściach mistrzów gatunku. Ten lekki chaos może
niecierpliwić czytelnika, bowiem wiele wtrąceń wydaje się być umieszczonych
zupełnie przypadkowo, a niektórzy bohaterowie, zupełnie nie mający wpływu na
wydarzenia są wprowadzeni na siłę, dla potrzeb konkretnej sytuacji. Autorce
udało wywieść się mnie w pole, bo podejrzewałam, że poszczególne wątki rozwiążą
się inaczej. W zakończeniu czegoś mi jednak zabrakło. Nie było z mojej strony
zachwytu, w jaki często wpadam czytając książki Cobena, Nesbø czy Gerritssen,
nie mogąc uwierzyć, że wyjaśnienie zagadki tak gładko pasuje do wszystkich
poszlak a jednak nie zostało przeze mnie odgadnięte. Puzyńskiej brakuje jeszcze
zdolności tkania intrygi, nitka po nitce, splatania wątków w sposób nieoczywisty,
lecz logiczny. Jako debiutantce, można jej to jednak wybaczyć.
Autorka porównywana jest przez
wielu do Camili Läckberg, ale myślę, że to niekoniecznie trafne nawiązanie. Sama
znajduję między autorkami podobieństwo, ponieważ w powieściach Läckberg również
warstwa obyczajowa zajmuje czołowe miejsce. Jednak szwedzka autorka jest typową
przedstawicielką kryminału skandynawskiego. Jej powieści są zdecydowanie
bardziej mroczne i brutalne niż proza Puzyńskiej, motywacja bohaterów jest bardziej
wiarygodna, a oni sami lepiej zarysowani. Puzyńskiej nie udaje się niestety
uciec przed schematami i stereotypowym tworzeniem swoich postaci. W powieści
występuje obowiązkowy policjant żyjący na bakier z przepisami, bogaty milioner z
dużo młodszą żoną, nastolatka w ciąży, handlarz narkotykami i oczywiście
rozwódka, która po przeprowadzce z większego miasta rozpoczyna swoje życie od
nowa. Niestety, użycie takich schematów negatywnie rzutuje na ocenę powieści.
Mimo wszystko, „Motylek” nie jest
złym debiutem i nie mogę powiedzieć, że jestem rozczarowana powieścią. Duży
plus przyznaję za to, że książka wciąga i czyta się ją szybko. Napisana została
dość prostym językiem a to pozwala skupić się na wydarzeniach. Nie jest to
typowy przykład polskiej szkoły kryminału, myślę, że zwolennicy Miłoszewskiego
czy Bondy mogą odczuć pewien niedosyt. Nie mam jednak zamiaru nikogo zniechęcać
do twórczości Puzyńskiej. Jak napisałam już wcześniej, książka nie jest zła i
dobrze się ją czyta. Na mojej półce czeka kolejna część serii, również
sprezentowana mi jakiś czas temu. Z chęcią po nią sięgnę, wierzę, że autorka
odrobiła zadanie i poprawiła swoje błędy. Pisarz bowiem, to człowiek taki sam
jak każdy. Doświadczenie musi przynieść poprawę.
Wyrozumiała z Ciebie czytelniczka, a twoja roztropność jest ujmująca :) Mam nadzieję, że kolejna lektura cyklu okaże się lepiej dopracowaną i przyniesie Ci mnóstwo czytelniczej uciechy. Sama sięgam po kryminały rzadko, właśnie w obawie przed schematami, które nie służą żadnemu gatunkowi :)
OdpowiedzUsuń