czwartek, 11 lutego 2016

ANIA Z ZIELONEGO WZGÓRZA - LUCY MAUD MONTGOMERY


„Ania z Zielonego Wzgórza” to książka, do której dojrzewałam przez wiele lat. Nie lubiłam kiedy moja mama czytała mi ją w dzieciństwie. Nie spodobała mi się również kiedy sięgnęłam po nią sama we wczesnych nastoletnich latach. Aż pewnego dnia, sama nie wiem dlaczego, postanowiłam dać jej kolejną szansę. To była najlepsza decyzja w moim życiu. Początkowe znudzenie i niechęć zmieniły się w ogromną miłość. Nie czytałam żadnej innej powieści z tak piękną historią, pełnej tak wspaniałych bohaterów i wzruszających wydarzeń.



Głównej bohaterki nie trzeba nikomu przedstawiać. Osierocona dziewczynka w wyniku pomyłki trafia do mieszkającego w Avonlea rodzeństwa. Pomimo wątpliwości Maryla i jej brat Mateusz postanawiają zatrzymać Anię Shirley, dać jej dom i wychować najlepiej jak potrafią. Obdarzona ogromną wyobraźnią, pełna energii, gadatliwa dziewczynka zmienia życie Cuthbertów. Staje się dla nich pomocą, ale również powodem wielu problemów. Ania bowiem to osoba porywcza i bardzo pomysłowa, a to przyczynia się do nieustannego wpadania przez nią w tarapaty. Dziewczynka jest również bardzo emocjonalna - potrafi bezgranicznie kochać, co udowadnia obdarzając miłością rodzeństwo Cuthbertów i Dianę, która od pierwszej chwili staje się jej przyjaciółką i bratnią duszą; ale też równie mocno nienawidzić. Głównym obiektem jej nienawiści staje się Gilbert, niewiele starszy od niej kolega szkolny, którego pierwszego dnia znajomości próbuje zwrócić uwagę Ani niefortunnie nazywając ją „Marchewką”. To wydarzenie skutkuje wieloletnią, upartą niechęcią dziewczynki, odmową pojednania proponowaną przez chłopca i zaciętą, szkolną rywalizacją tych dwojga. 


"To jest najgorsze w dorastaniu. Rzeczy, o których marzy się jako dziecko, nie są nawet w połowie tak atrakcyjne, gdy w końcu się je dostaje."
Ania, wspaniała i cudowna, w czasie powieści dojrzewa - zmieniają się jej wyobrażenia o świecie i przyszłości. Popełnia wiele błędów, ale z każdego wyciąga wnioski. Kocham w Ani to, że jest ogromną romantyczką. Sama mówi, że nie chciała by być inna. Ale zdaje sobie sprawę, z tego, że świat tak naprawdę nie jest romantyczny. Od Ani bardzo wiele można się nauczyć. Jak podchodzić do życia, cieszyć się każdą chwilą, ufać Bogu, który wszystko wie, przyjaźnie i otwarcie traktować ludzi bo każdy może być bratnią duszą.

Książka wzbudza zachwyt językiem, którym jest napisana. Opisy miejsc pozwalają z łatwością wyobrazić sobie otoczenie adorowane przez Anię. Jej gadatliwość, w połączeniu z romantyzmem i niezwykle bujną wyobraźnią skutkuje długimi fragmentami o charakterze refleksji. Wyrażane przez Anię głośno zachwyty nad światem, przyjaźnią i opisy wyobrażeń i marzeń to wspaniałe elementy książki. Może właśnie dlatego postanowiłam przeczytać ją w oryginale - aby odkryć jakimi słowami posłużyła się autorka, żeby oddać pełnię uczuć i emocji bohaterów. Zachwyciłam się po raz kolejny, ale trzeba przyznać, że to nic dziwnego - nad tą powieścią będę rozpływać się przy każdej lekturze.

„Czy to nie wspaniałe Marylo, że jutro będzie nowy dzień, w którym jeszcze nie zrobiło się żadnych błędów?"
W książce jest tak wiele pięknych zdań, które można by cytować. Tak wiele mądrości. Avonlea to zupełnie inny świat, niż ten, w którym żyjemy dzisiaj. Nie ma już chyba takich miejsc i nie ma takich ludzi. Przez to czytaniu "Ani..." towarzyszy pewna nostalgia i wzruszenie, ale przede wszystkim zachwyt i współodczuwanie emocji towarzyszących bohaterom. Płakałam, kiedy w życiu Ani zdarzyła się tragedia, płakałam tak jak gdyby zdarzyło się to mnie, ale nawet wtedy dojrzałam piękno i miłość, które zawarła w tym fragmencie autorka. Przyniosło to jeszcze więcej łez, ale nie żałuję żadnej z nich. W swoim życiu nie odkryłam innej powieści, która przyniosła by mi tyle wzruszeń co „Ania…” Równocześnie książka pełna jest humoru, perypetie bohaterki i kłopoty Ani, często spowodowane przez nią samą, wywołują wielki uśmiech na twarzy.

„Pani też byłoby łatwiej być złą niż dobrą, gdyby miała pani rude włosy! Ludzie, którzy ich nie mają, nie wiedzą, co to kłopoty.”
Nie sposób opisać tego jak wspaniała jest "Ania z Zielonego Wzgórza". Myślę, że jedyną osobą, której mogłoby się udać jest sama Ania. Jej zdolności pisarskie i umiejętność przeobrażania uczuć w słowa są niezbędne by stworzyć poemat na cześć najwspanialszej powieści, którą czytałam w moim życiu. Czy zostałabym bratnią duszą Ani? Nie wiem. Różni nas na pewno jedna rzecz - ja od razu zakochałam się w Gilbercie. To trochę żartobliwy, figlarny, ale ambitny, czuły, wspaniały człowiek. Do dziś pozostaje moim ideałem mężczyzny.

Do „Ani z Zielonego Wzgórza” wracam co najmniej raz w roku i pośród tak wielu niepewności i zmienności życia o tym jednym jestem przekonana – powieść ta będzie towarzyszyła mi do ostatnich dni. Polecam ją każdemu. Może i wy znajdziecie w Ani bratnią duszę. Może i dla was stanie się jedną z wielu przewodniczek waszego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz