piątek, 30 września 2016

STRAŻNICZKA KSIĄŻEK - MECHTHILD GLÄSER



Ponieważ wybór moich lektur nigdy nie jest dziełem przypadku niezwykle rzadko trafiam na złe książki. Często odkładam je w połowie, bo szkoda mi czasu na kontynuację czytania czegoś bezwartościowego. „Strażniczkę książek” przeczytałam w całości. I sama nie wiem co mną kierowało, bo od początku powieść była dla mnie ogromnym, ogromnym zawodem.



O czym opowiada książka? Nastoletnia Amy wraz z mamą przybywa na rodzinną wyspę swojej rodzicielki, by oderwać się od smutków rzeczywistości. Po raz pierwszy spotyka swoją babcię i innych członków rodziny. Niespodziewanie spada na nią wieść, że jej rodzina posiada niezwykłą umiejętność przenikania do książkowych światów. Zadaniem każdego członka rodu jest pełnienie straży nad treścią książek, zapewnianie pomocy bohaterom i pilnowanie, by żaden wątek nie został zniekształcony. Podczas podróży przez literacką rzeczywistość Amy natrafia na ślady złodzieja, który kradnie pierwotne pomysły, niszcząc w ten sposób klasyczne dzieła, znane wśród czytelników z całego świata. Bo jakie przygody przeżyłaby Alicja, gdyby nie spotkała białego królika i nie trafiła do Krainy Czarów? Czym byłaby opowieść o Wichrowych Wzgórzach bez otaczającego bohaterów zła, nienawiści i zemsty? Kim byłby Mały Książe pozbawiony ukochanej róży? Brzmi ciekawie i intrygująco? Zdecydowanie. 

Pomysł był naprawdę dobry i z pewnością utalentowany, dojrzały autor mógłby stworzyć z niego książkę interesującą, żonglującą niuansami, konwencjami, zabawną i emocjonującą. Mechthildzie Gläser to się jednak nie udało. Książka jest chaotyczna, nudna, zwyczajnie męcząca. Główna bohaterka to typowa nastolatka, która opisana jest z typowym dla młodzieżowych książek zwyczajem – nieporadna, fajtłapa, nie wierzy w siebie. Spotyka na swojej drodze chłopaka, spędzają ze sobą czas, przyjaźń zamienia się w coś głębszego. On oczywiście jest rycerski, zachwyca go jej odmienność, uwielbia to, że sama nie dostrzega jaka jest piękna. Prawie w każdej sytuacji oddaje marznącej dziewczynie swój sweter, co jest zawsze dosadnie podkreślone. Zachowanie Amy zupełnie przeczy jej opisowi, jej miłość do literatury i oczytanie nie przekłada się na rozum. Jest niedojrzała, zwyczajnie dziecinnie obraża się na swoją mamę i z przesadą reaguje na najbłahsze problemy. Również kreacja jej mamy jest dla mnie po prostu śmieszna. To oczywiście również indywidualistka, jest weganką, ubraną niezmiennie w kolorowe swetry, w których wygląda niespotykanie pięknie, jak żadna inna kobieta. Rozpacza po rozstaniu z ukochanym, który postanowił wrócić do swojej żony i dzieci (!). Uwaga, będzie dobra rada – nie chcesz znaleźć się w takiej sytuacji? Nie podrywaj i nie umawiaj się z mężczyznami mającymi rodzinę.

Powieść to niezwykle infantylna bajka, bo tak trzeba ją nazwać. Również język, którym jest napisana pozostawia wiele do życzenia. O co chodzi z ciągłym jąkaniem bohaterki? O co chodzi z ucinaniem wyrazów w połowie? „Ta…ak?”, „Oczy…wiście”, „Prze-pra-szam”. Przyznajcie sami, czy to nie jest irytujące? Nie wiem na ile problem językowy książki wiąże się z jej tłumaczeniem, nie znam dobrze niemieckiego, nie mogę więc sprawdzić jak czyta się oryginał. I szczerze mówiąc, wcale tego nie żałuję, bo to książka, do której nie chciałabym już wracać. Mam zastrzeżenia również do wydawnictwa, bo nie dopilnowało ostatecznej wersji powieści, w której literówek naprawdę nie da się nie zauważyć. 

Bardzo zawiodłam się na „Strażniczce książek”, a moje oczekiwania nie były wygórowane, liczyłam na niewymuszoną, lekką opowieść o literackich przygodach. Szkoda, bardzo szkoda. Komu mogę polecić powieść? Zdecydowanie młodszym czytelnikom, miłośnikom książek o książkach i okołoliterackich przygód. Nie zachęcam jednak. Może warto sięgnąć po inne, lepsze powieści.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz