Kontynuacja "Ani z Zielonego
Wzgórza" zachwyca przede wszystkim tym, że nie jest ani trochę słabsza od
poprzedniej części. Zawiera tak samo wspaniałe opisy otaczającego bohaterkę
świata, wyrazistych bohaterów i wiele zabawnych, ale i wzruszających sytuacji. Są
tu postaci dobrze już znane i zupełnie nowe, przemyślenia, rozważania i
przygody. Ale przede wszystkim jest tu wiele, wiele Ani, ukochanej przeze mnie
i tysiące innych czytelników.
Ania
powraca do Avonlea i zostaje nauczycielką w miejscowej szkole. Zaczyna pracę pełna
optymizmu, teorii, przekonań i pomysłów. Ma nadzieję, że wpłynie na swoich
uczniów, a dzięki temu któryś z nich zostanie wielkim człowiekiem. Marzy o
starości, w której ten hipotetyczny człowiek sukcesu dziękuje jej za inspirację
i udział w swojej pomyślności. Rzeczywistość jednak dopada nawet optymistyczną,
radosną Anię. W wyniku codziennego obcowania z uczniami i rodzicami musi
zweryfikować swoje wyobrażenia o zawodzie nauczyciela.
- Wiesz, Marylo, najszczęśliwsze dni to wcale nie te, w których dzieje się coś niezwykłego i podniecającego, ale dni wypełnione małymi, codziennymi przyjemnościami. Przesuwają się one przez życie jak perełki w naszyjniku.
Od Ani
nauczyłam się, że wielu uczuć i przeżyć nie da się wyrazić słowami. Dlatego tak
ciężko opisać mi moją miłość do tej książki. Jest bardzo zabawna, myślę, że
bardziej niż poprzedniczka. Ale pełno w niej również nostalgii, ponieważ świat
wokół Ani zmienia się. Przede wszystkim odmienia się życie w domku na Zielonym
Wzgórzu, za sprawą przygarniętych przez mieszkające tam kobiety osieroconych
bliźniąt. Ale zmiany przechodzi również miasteczko -nie tylko przez założone przez
młodzież stowarzyszenie mające na celu poprawę Avonlea, ale również dzięki
nowym mieszkańcom.
"Ania
z Avonlea" obejmuje dwa lata życia Ani. Dziewczyna z rozdziału na
rozdział, z kartki na kartkę dojrzewa aż przemienia się w kobietę. Wraz z tym
procesem delikatnie zmienia się tematyka książki, więcej w niej niż w
poprzedniej części historii o miłości, narzeczeństwie i małżeństwach. Jedynym,
maleńkim jej minusikiem jest to, że zawiera zdecydowanie zbyt mało Gilberta. Jest
on jednak obecny w życiu Ani. Marzy o niej, ale cierpliwie czeka, aż dziewczyna
odwzajemni jego uczucia. Pozwolę sobie przytoczyć tutaj ulubiony przeze mnie
fragment książki:
"Być może wielkie uczucie nie wkracza w nasze życie w blasku glorii jak rycerz na koniu; być może wkrada się cichutko jak stary przyjaciel; być może rozwija się w pozornej monotonii, by nagły błysk olśnienia ujawnił rytm i ukrytą muzykę. Być może miłość rozwija się naturalnie z pięknej przyjaźni, jak herbaciana róża z zielonego pąka."
Romantyczna, piękna, napisana wspaniałym
językiem powieść. Warto ją przeczytać w oryginale, ponieważ wtedy w pełni można
poczuć się częścią świata stworzonego przez autorkę. "Ania..." stała
się już częścią mojego życia, towarzyszy mi w każdej sytuacji i jest niezawodna
nawet w najgorszych momentach. Polecam każdemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz