Powszechnie znanym faktem jest
to, że liczb naturalnych istnieje dokładnie tyle samo co całkowitych. O miano
jeszcze bardziej pospolitej wiedzy może z nim konkurować chyba tylko granica
szeregu harmonicznego, lub to, że hiperboloida jednopowłokowa jest powierzchnią
prostokreślną. No dobrze, może nie jest to wiedza podstawowa. Jednak dla części
ludzkości, obdarzonej wyjątkowym matematycznym skrzywieniem to wszystko
informacje nie tyle oczywiste, co fascynujące. Społeczność ta już od dawna
dokonuje rozmaitych prób spopularyzowania matematyki jako wiedzy wyjątkowej w
swojej nieskończoności, często abstrakcji, ale i związku z funkcjonowaniem
wszechświata. Nie dziwi więc fakt istnienia coraz większej ilości
matematycznych żartów, gadżetów i książek, zdziwić może natomiast to, że
tematyka ta bardziej, lub mniej skrycie podejmowana jest w serialu oglądanym
tydzień w tydzień przez miliony ludzi na świecie. A co najciekawsze, serial
ten, to animowana, trwająca nieprzerwanie od 28 sezonów komedia.
Na Simpsonów trafiłam kilka
miesięcy temu w zasadzie przypadkowo. Serial jest zabawną satyrą Amerykańskiej
rodziny, z wieloma odniesieniami do popkultury, świata filmu, polityki, ale
również nauki. Z radością odkrywałam w nim wszelkie nawiązania do „Przeminęło z
wiatrem”, czy „Pulp Fiction”, ale muszę przyznać, że wiele z matematycznych „smaczków”
mi umknęło, dlatego książka Simona Singha od razu przyciągnęła moją uwagę. To
pozycja napisana przystępnym językiem, nie tylko dla osób z naukowym
wykształceniem, która w interesujący sposób tłumaczy naukowe zagadnienia
poruszane w Simpsonach i przedstawia proces ich powstawania. Oczywiście,
obecność matematyki w Simpsonach nie jest przypadkowa. Scenarzyści serialu to
osoby z wykształceniem matematycznym, fizycznym, czy technicznym, których życie
zaprowadziło aż do Hollywood. Autor w zgrabny sposób przytacza czytelnikowi
również sylwetki tych wyjątkowych osób.
Bardzo często, krótkie
matematyczne wtrącenie w serialu staje się dla autora powodem do podjęcia
pobocznego tematu, stąd obfitość matematycznych ciekawostek w książce. Mnie najbardziej
spodobał się rozdział poświęcony „Czarodziejowi ze Springfield Park”,
odcinkowi, w którym Homer, zafascynowany postacią Thomasa Edisona postanawia
dorównać mu w ilości swoich wynalazków. Podczas procesu tworzenia, Homer
zapisuje na tablicy kilka linijek, na pierwszy rzut oka zupełnie nie
zrozumiałych, ale przez autora książki rozwiniętych i wytłumaczonych. Autor
pisze o wielkim twierdzeniu Fermata z 1637 roku, dowiedzionym dopiero pod
koniec XX wieku; o gęstości wszechświata i topologii. Rozważa, skąd w kreskówkowym
świecie czteropalczastych postaci (pięciopalczasty jest tam jedynie Bóg) wziął
się system dziesiętny. Nawiązuje też do świetnego występu w serialu Stephena
Hawkinga, zaintrygowanego teorią Homera, na temat wszechświata w kształcie
pączka z dziurką. Nie zabrakło również rozdziału o trójwymiarowym Homerze,
który jest jednym z moich ulubionych odcinków.
Nie wiem czy „Simpsonowie i ich
matematyczne sekrety” to książka dla każdego. Trudno mi powiedzieć, czy może
spodobać się osobie zupełnie pozbawionej matematycznych zainteresowań. Z
pewnością potencjalnego czytelnika nie powinna przerażać nieznajomość serialu,
książka wcale tego nie wymaga. To lekka, ale wcale nie całkowicie uproszczona
odsłona szeroko rozumianej matematyki popularnej. Należy zdecydowanie pochwalić
wszystkie próby przemycania jej do świadomości odbiorców, a zarówno Simpsonowie,
jak i książka Singha to wyzwanie podejmują. Matematyka, pomimo niechęci i
strachu jakie wzbudza w wielu osobach, wcale nie jest nudna, ani niepotrzebna.
Wystarczy tylko trochę chęci, by ujrzeć niespotykaną w żadnej innej dziedzinie
szeroką gamę możliwości, związek ze wszystkimi naukami przyrodniczymi, ale
również źródło wielu ciekawostek, zagadek i łamigłówek.
Zdecydowanie polecam. To solidna
porcja inteligentnej rozrywki.
Dziękuję za książkę mojemu
ukochanemu, wkracza na półkę ulubionych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz