czwartek, 2 lutego 2017

NA GLINIANYCH NOGACH - TERRY PRATCHETT



Długo trwała moja przerwa od Pratchetta, sama nie wiem, dlaczego się na nią skazałam. Wczoraj udało mi się powrócić do stworzonego przez niego Świata Dysku sięgając po kolejną odsłonę wydarzeń w niezwykłym Ankh-Morpork. Choć każda książka Pratchetta i każdy umieszczony w niej bohater ma w sobie coś wyjątkowego, ja szczególną słabość od początku czułam do kapitana Sama Vimesa i strażnika Marchewy. Całe szczęście, że autor napisał o nich tak wiele książek. „Na glinianych nogach” to trzecia powieść przedstawiająca perypetie Straży Miejskiej i choć może wydawać się tylko kolejną humorystyczną książką fantastyczną to mówi przede wszystkim o rasowej tolerancji i odpowiedzialności za tworzone przez człowieka maszyny.



Sam Vimes, a właściwie sir Samuel Vimes został komendantem. Stanowisko kapitana obejmuje gorliwy, pracowity i sumienny Marchewa. Straż odnosi coraz więcej sukcesów, a może ma po prostu coraz więcej pracowników. Różnorodnych pracowników. W jednej komendzie współpracują ze sobą bowiem ludzie, trolle, krasnoludy, gargulec i wilkołak. Nikt nie protestuje więc, kiedy do zespołu dołącza kolejny krasnolud – głosy wzburzenia pojawiają się dopiero, gdy krasnolud przyznaje się do tego, że jest kobietą, co wśród tej rasy często uchodzi za wstyd. Kiedy w mieście zamordowani zostają dwaj staruszkowie, a Patrycjusz otruty, Straż Miejska postawiona zostaje przed niemałym problemem odnalezienia odpowiedzialnych za zbrodnie. Tymczasem miejskie golemy zaczynają rozbijać sobie głowy i zachowywać się zupełnie nie po golemowemu. Zupełnie tak, jak gdyby potrafiły samodzielnie myśleć…


Cały Świat Dysku, jego wielorasowi bohaterowie i fantastyczne postaci to dzieło, którego nie sposób nie docenić. Jak wielką wyobraźnią musiał być obdarzony autor, by nie tylko wykreować Ankh-Morpork, ale też obsadzić je wyrazistymi bohaterami, których większość to postaci karykaturalne, wykpiwające ludzkie zachowania i sposób bycia. Każda książka to analiza konkretnego problemu lub idei zaczerpniętej z realnego świata. Stąd właśnie książki o miejskich strażnikach, władzy, równouprawnieniu, systemie bankowym, rock and rollu i Hollywood. To powieści napisane błyskotliwie, oryginalnie, ale przede wszystkim dowcipnie i ironicznie. Pratchett oferuje rozrywkę na wysokim poziomie i nie sposób nie uśmiechnąć się czytając niektóre fragmenty. „Na glinianych nogach” znajduje się wysoko w moim osobistym rankingu dowcipu, bo nie pamiętam, kiedy ostatnio tak śmiałam się przy książce.

„- Co ja teraz zrobię? – jęczał. – Jak jesteś jaśniepaństwem, to musisz nosić różne diademy, długie szaty i takie tam. A to kosztuje. A jeszcze musisz robić różne rzeczy. – Pociągnął solidny łyk. – To się nazywa nobbyesse obliże.
- Noblesse obligay – poprawił go Colon. – Pewno. Znaczy, że musisz się zachowywać odpowiednio do swojej pozycji. Dawać pieniądze na dobroczynność. Być łaskawym dla ubogich. Oddawać swoje stare ubrania ogrodnikowi, jeśli da się je jeszcze trochę ponosić. Znam się na tym. Mój wujek był kamerdynerem u starszej lady Selachii.
- Nie mam ogrodnika – poskarżył się Nobby ponuro. – Nie mam ogrodu. I nie mam starego ubrania, poza tym, co je noszę. – Łyknął piwa. – Ona oddawała swoje stare kiecki ogrodnikowi?
- Tak. – Colon pokiwał głową. – Zawsze uważaliśmy, że ten ogrodnik jest trochę dziwny.”

Choć Sir Terry’ego Pretchetta nie ma już wśród nas, pozostawił po sobie imponującą kolekcję powieści. Polecam sięgnięcie po wszystkie odsłony serii Świata Dysku, ale bardzo, bardzo zachęcam do przeczytania „Na glinianych nogach”. Mój ukochany będący ze mną w bibliotece ze sceptyzmem podszedł do mojego wyboru. Powiem więcej, po prostu go wyśmiał. Bo po co czytać takie książki? No właśnie, czemu czytamy? Może dlatego, że książki mogą poszerzyć nasze horyzonty? Bo sięgając po nie możemy poznać nieznane nam miejsca i żyjących tam ludzi? Może dlatego, że tylko dzięki książkom możemy odwiedzić światy, które tak naprawdę nie istnieją. I złożyć hołd niezbadanym możliwościom ludzkiej wyobraźni.

2 komentarze:

  1. Sama po Prachett'a nigdy jeszcze nie sięgnęłam, ale znam wielu jego entuzjastów. Nieznajomość jego twórczości nie wyklucza jednakże silnego podziwu, jakim darzę autora za ogromną wyobraźnię i monumentalizm dzieła, jakie wykreował. Nie można bowiem odmówić mu wyobraźni, konsekwencji i talentu parabolisty - tak jawią mi się jego cykl - jako reinterpretacja barwnego świata absurdu, w którym przyszło nam żyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, Pratchett stworzył zupełnie nowy, niezwykły świat i umieścił w nim wszystkie absurdy świata rzeczywistego. Warto sięgnąć po chociaż jedną książkę autora i zachwycić się jego wyobraźnią i przenikliwą zdolnością karykatury.

      Usuń